Archiwa tagu: autostop

Autostopem na Nordkapp: Podróż przez Krainę Mgły

Thor przywalił młotem w podstawkę oznajmiając, że wydobycia ropy naftowej nie będzie. – Nie i koniec – ryknął, kiedy Surt, odstrzelony w prokuratorską togę, podniósł się z ławki chcąc wyrazić swój sprzeciw. Frej wzniósł zaciśniętą pięść w geście zwycięstwa. Postacie zgromadzone w sali, a byli wśród nich przedstawiciele najzacniejszych rodów Azów i Wanów, odetchnęli z ulgą – za wyjątkiem Lokiego, który obruszony wyszedł trzaskając przy tym drzwiami. Czytaj dalej Autostopem na Nordkapp: Podróż przez Krainę Mgły

Autostopem na Nordkapp: Metale vs. mohery

Zbliżała się północ, ale słońce wyraźnie ociągało się z zachodem. Zawisło nisko nad linią drzew liżąc promieniami nasze sylwetki i norweski asfalt. Od dwóch godzin słyszeliśmy tylko szuranie butów, szmer ortalionowych spodni, skrzypienie stelaży plecaków i sporadyczny terkot silnika samochodu, który akurat nas mijał. Szliśmy poboczem drogi E-6 na północ, nie wiedząc w zasadzie, gdzie i dlaczego, no bo chyba nie na Nordkapp – przed nami było jeszcze dobrych tysiąc kilometrów. Czytaj dalej Autostopem na Nordkapp: Metale vs. mohery

Autostopem na Nordkapp: Mapa huncwotów

– Wiesz co to jest efekt trotyla? – spytał Misza. Staliśmy w deszczu przy zjeździe na stację benzynową, gdzieś w okolicach Lillehammer. Pogoda była najogólniej mówiąc chujowa. – Przypuśćmy, że był ten zamach, i że użyto w nim trotylu. W wyniku wybuchu masy powietrza zostały wzburzone, zaczęły tworzyć się chmury, wiatry, co tam jeszcze się tworzy, hulały sobie po Rosji, a później pofrunęły nad Skandynawię i tak po dwóch latach dotarły nad Lillehammer i przyniosły ten deszcz. Wiesz, niby mały wybuch, ale następstwa poważne, w skrócie: efekt trotyla. Czytaj dalej Autostopem na Nordkapp: Mapa huncwotów

Autostopem na Nordkapp: O dwóch takich, co trollowali

– Ale piździ w tej Norwegii – stwierdziłem po pół godzinie stania przy drodze z wyciągniętym kciukiem. Próbowaliśmy z Miszą wydostać się z lotniska Oslo Rygge, które chociaż miało w nazwie Oslo, znajdowało się około siedemdziesięciu kilometrów na południe od miasta. Przez pierwszy kwadrans po wylądowaniu przeklinałem skubańców z Rajan R., że reklamują to połączenie jako lot do Oslo, ale po pewnym czasie udzielił mi się stoicki spokój Miszy, który pisał teraz na kartonowej tabliczce czarnym markerem: NORDKAPP. Czytaj dalej Autostopem na Nordkapp: O dwóch takich, co trollowali

Autostopem na Nordkapp: Prolog

Rozwaliłem się na kanapie, przed telewizorem, laptop na kolanka, już czuję jak wiatraczek wdmuchuje przyjemne ciepełko procesora pod nogawki krótkich spodenek, otwieram paczkę czipsów paprykowych, siorbię herbatkę na niestrawność, tak żeby było zdrowiej, w oczekiwaniu na półfinał Ligi Mistrzów. Manchester United gra z Chelsea – na świecie derby Anglii, a u nas derby rodziny, ja kibicuję Manchesterowi, a ojciec Chelsea, przegrany wynosi śmieci przez tydzień, więc stawka jest wysoka. Sprawdzam wiadomości, czy znowu coś nie pierdutnęło na Ukrainie, czy moja Polska bezpieczna, czy zdążę obejrzeć Ligę Mistrzów zanim Ruscy zwalą się do Poznania – z Królewca to niedaleko, raptem cztery godziny, najlepiej drogą przez Bydgoszcz, czyli teoretycznie mogą zająć mi telewizor w trakcie dogrywki. Ale nie, na Ukrainie cisza, spokój, więc loguję się na Fejsbuku, lajkuję zdjęcia dziewczyn, które mi się podobają, albo nie podobają, ale ostatecznie mogą być, w końcu lepszy rydz niż nic, a Ligi Mistrzów jak nie było, tak nie ma. Reklamy hulają w najlepsze, stary Hajzer biega z brudnymi koszulkami w poszukiwaniu Viziru, jakaś Francuzka próbuje odmienić słowo „płacić” w reklamie banku, ale kiepsko jej idzie – przełączam więc na Gmaila. Czytaj dalej Autostopem na Nordkapp: Prolog

Autostopowy blues: Alexandru

No i nas wystawili, w sumie niespecjalnie wierzyłem, że para łysawych jegomościów, która przywiozła nas do Braszowa rzeczywiście zabierze nas w drodze powrotnej. Pamiętam jeszcze ich niewyraźne miny kiedy za 200-kilometrową podwózkę zapłaciliśmy im 20 lei, tłumacząc „my student, nie pieniędzy”. No ale w sumie co to za maniery, żeby od autostopowiczów kasę brać?! Czytaj dalej Autostopowy blues: Alexandru

Autostopowy blues: Valentin

Stałem zatem gdzieś na przedmieściach Sybina, w środkowej Rumunii, z kciukiem wyciągniętym ku niebu. Pogoda była jaka była, czyli nijaka. Wszystko zamglone i szare – ot, typowa przedwiosenna szaruga. Od czasu do czasu spadło kilka kropel deszczu. Po drugiej stronie szosy stał przerdzewiały płot, a za nim gdzieś w oddali majaczyły budynki lotniska, które w tych okolicznościach przyrody sprawiały wrażenie opuszczonych. Wczesnym rankiem ruch nie był duży. Co jakiś czas mijały mnie zdezelowane Dacie pędzące na złamanie karku; na przekór prawom fizyki i mechaniki. Żadna nawet nie zwolniła na mój widok – i dobrze, pewnie i tak bałbym się wsiąść. Czytaj dalej Autostopowy blues: Valentin

Górski Karabach: Zakazany owoc smakuje najlepiej

Trudno opisać uczucie towarzyszące przekraczaniu granicy państwa, którego nie znajdziemy na mapach. Nie od dziś wiadomo, że zakazany owoc smakuje najlepiej, a te w Górskim Karabachu są wyjątkowo słodkie. Czytaj dalej Górski Karabach: Zakazany owoc smakuje najlepiej

Armenia po raz pierwszy

Miałem lecieć do Australii, a wylądowałem w Armenii. Jedyne co łączy te dwa kraje, to fakt, że ich nazwy zaczynają się na tę samą literę. Pod wszystkimi innymi względami dzieli je przepaść – geopolityczna, gospodarcza, społeczna i przyrodnicza. Podczas gdy Australijczycy spokojnie sobie egzystują na antypodach, Ormianie w przeciągu ostatnich stu lat doświadczyli ludobójstwa ze strony Turków, drugiej wojny światowej (walczyli w szeregach armii radzieckiej, z czego notabene są bardzo dumni), czasów komunizmu, a w latach 90. wojny z Azerbejdżanem o Górski Karabach. W efekcie granice między Armenią, a Turcją i Azerbejdżanem są zamknięte, a ta w Górskim Karabachu zaminowana i obstawiona snajperami. Czytaj dalej Armenia po raz pierwszy