I stało się – Ukraina się westernizuje. Chociaż zaczęło się jak zwykle – Medyka tętniła pograniczną przedsiębiorczością – ziemię przykryły brezenty z usypanymi górami letniej odzieży, na płotach parkingowych porozwieszano sukienki i garnitury z drugiej ręki, w głębi parkingu ktoś rozstawił się z rowerami pamiętającymi jeszcze złote lata 90., w sekcji z alkoholem i tytoniem, czyli tuż przy postoju dla marszrutek, przyjezdnych kusiły używki za pół ceny, a wózki sklepowe przywiezione na przejście graniczne spod pobliskiej Biedronki jak stały, tak stały. Czytaj dalej Lwowiada (albo: Ukraina się westernizuje)
Archiwum kategorii: Opowiadania
Skołowany, czyli rowerem do Londynu: Przelewki z dolewki
Franz i Kuba mknęli ulicami poznańskiego centrum. Na ul. 27 Grudnia pokusa, by zboczyć do McDonalda i już tutaj skonsumować upragniony napój była duża, jednak wizja wielkiej dolewki wzięła górę. Dokonawszy brawurowego trawersu Plac Wolności kolarze obrali azymut na Stary Rynek. Wtedy przypomnieli sobie o… Czytaj dalej Skołowany, czyli rowerem do Londynu: Przelewki z dolewki
Skołowany, czyli rowerem do Londynu: Dumając w cieniu trzepaka
Na trzepaku pomiędzy blokami siedział chłopak. Był on raczej nikczemnego wzrostu, a klasyczna w owych czasach fryzura „na grzyba” i okulary o przerośniętych, okrągłych szkłach zdecydowanie nie dodawały mu powabu. Nie zdawał się on jednak być tym faktem szczególnie zasmucony. W wieku dwunastu lat zamiast najnowszymi fryzurami i modnymi ciuchami chłopacy interesują się raczej samochodami, piłką nożną i zbieraniem kapsli. Czytaj dalej Skołowany, czyli rowerem do Londynu: Dumając w cieniu trzepaka
Skołowany, czyli rowerem do Londynu: „I’m quite ready for another adventure”
Nasmarowany i wyregulowany rower prężył się dumnie w kącie pokoju. Wypolerowane tarcze hamulcowe odbijały pierwsze poranne promienie słońca wpadające przez odsłonięte okno. Oczyszczona z najmniejszych drobinek smaru kaseta skrzyła się blaskiem rannych zorzy, a tłusty łańcuch nie mógł już się doczekać aż zanurzy ona w nim swoje zębiska. Czytaj dalej Skołowany, czyli rowerem do Londynu: „I’m quite ready for another adventure”
Autostopem na Nordkapp: Podróż przez Krainę Mgły
Thor przywalił młotem w podstawkę oznajmiając, że wydobycia ropy naftowej nie będzie. – Nie i koniec – ryknął, kiedy Surt, odstrzelony w prokuratorską togę, podniósł się z ławki chcąc wyrazić swój sprzeciw. Frej wzniósł zaciśniętą pięść w geście zwycięstwa. Postacie zgromadzone w sali, a byli wśród nich przedstawiciele najzacniejszych rodów Azów i Wanów, odetchnęli z ulgą – za wyjątkiem Lokiego, który obruszony wyszedł trzaskając przy tym drzwiami. Czytaj dalej Autostopem na Nordkapp: Podróż przez Krainę Mgły
Autostopem na Nordkapp: Metale vs. mohery
Zbliżała się północ, ale słońce wyraźnie ociągało się z zachodem. Zawisło nisko nad linią drzew liżąc promieniami nasze sylwetki i norweski asfalt. Od dwóch godzin słyszeliśmy tylko szuranie butów, szmer ortalionowych spodni, skrzypienie stelaży plecaków i sporadyczny terkot silnika samochodu, który akurat nas mijał. Szliśmy poboczem drogi E-6 na północ, nie wiedząc w zasadzie, gdzie i dlaczego, no bo chyba nie na Nordkapp – przed nami było jeszcze dobrych tysiąc kilometrów. Czytaj dalej Autostopem na Nordkapp: Metale vs. mohery
Przyszedł Mordor i nas zjada (albo: Gdzie zaczyna się Ukraina?)
Pierwszy powiew Ukrainy czujesz już w Poznaniu, wsiadając do pociągu relacji Szczecin-Przemyśl. Na dworcu głównym do wagonów ładują się starsze Ukrainki, takie w wieku przed-babuszkowym, ale już przygotowujące się do swojej przyszłej roli, jaką będzie handlowanie ubraniami z drugiej ręki, domowymi zaprawami, chrzanem i pietruszką albo osławionymi pierożkami, chociaż te ostatnie to dzisiaj kiepski biznes na tle innych branż. Już z daleka rozpoznajesz, kto jest z Ukrainy – takich zdradzają torby ze sztucznego tworzywa, oni nazywają je sumkami, kiedyś woziło się w takich płyty CD na Stadion Dziesięciolecia, wypchane tak, że zamek ledwie się domyka, albo nie domyka wcale, wtedy torby są dodatkowo przewiązane sznurkiem czy wstążką, ważne, żeby jako tako trzymało się to wszystko kupy. Podchodząc bliżej słyszysz język ukraiński, rzadziej rosyjski, w korytarzu pomiędzy przedziałami lawirujesz pomiędzy tymi sumkami, zazwyczaj pomagasz jedną czy dwie wrzucić na półkę pod sufitem i zawsze są to cholerstwa tak ciężkie, że dziwisz się, jak te prawie-babuszki zdołały to przytargać na Główny, i jak zamierzają z tym dobrnąć do Lwowa, albo Równego, albo Stanisławowa. Ostatnio dźwigałeś przedpotopowy telewizor, podobno kupiony w Berlinie za pięć euro, będzie dla synowej na prezent od zająca, w końcu Wielkanoc za pasem. Kiedy wciągałeś ten nieszczęsny telewizor prawie-babuszka trajkotała, jaki to Berlin brzydki, że bezdomne sobaki, że żule, i że u nas w Polsce jest lepiej, no tylko to euro. Tam to harosza zapłata, przyznaje, a ty w końcu lokujesz ten zasrany telewizor za pięć euro, jakieś sto trzydzieści hrywien, spocony jak nie przymierzając ruski termos. Czytaj dalej Przyszedł Mordor i nas zjada (albo: Gdzie zaczyna się Ukraina?)
Autostopem na Nordkapp: Mapa huncwotów
– Wiesz co to jest efekt trotyla? – spytał Misza. Staliśmy w deszczu przy zjeździe na stację benzynową, gdzieś w okolicach Lillehammer. Pogoda była najogólniej mówiąc chujowa. – Przypuśćmy, że był ten zamach, i że użyto w nim trotylu. W wyniku wybuchu masy powietrza zostały wzburzone, zaczęły tworzyć się chmury, wiatry, co tam jeszcze się tworzy, hulały sobie po Rosji, a później pofrunęły nad Skandynawię i tak po dwóch latach dotarły nad Lillehammer i przyniosły ten deszcz. Wiesz, niby mały wybuch, ale następstwa poważne, w skrócie: efekt trotyla. Czytaj dalej Autostopem na Nordkapp: Mapa huncwotów
Autostopem na Nordkapp: O dwóch takich, co trollowali
– Ale piździ w tej Norwegii – stwierdziłem po pół godzinie stania przy drodze z wyciągniętym kciukiem. Próbowaliśmy z Miszą wydostać się z lotniska Oslo Rygge, które chociaż miało w nazwie Oslo, znajdowało się około siedemdziesięciu kilometrów na południe od miasta. Przez pierwszy kwadrans po wylądowaniu przeklinałem skubańców z Rajan R., że reklamują to połączenie jako lot do Oslo, ale po pewnym czasie udzielił mi się stoicki spokój Miszy, który pisał teraz na kartonowej tabliczce czarnym markerem: NORDKAPP. Czytaj dalej Autostopem na Nordkapp: O dwóch takich, co trollowali
Autostopem na Nordkapp: Misza z Bloku Numer Dwa
Zaraz po tym jak wysłałem maila do Saurona – zgłosiłem trzytygodniowy urlop w lipcu – zadzwoniłem do Miszy z bloku numer dwa. Znaliśmy się od osiemnastu lat i jeżeli miałem wyjeżdżać z kimś do Norwegii to tylko z Miszą. Żeby nie było nieporozumień, Misza to nie Ruski, to tylko taka ksywa, a Misza jest tak polski jak Ziemkiewicz, jak Terlikowski, jak sam papież, tylko że trochę mniej święty i generalnie ma w dupie politykę, dopóki nie powiesz, że głosujesz za PO – wtedy się lekko irytuje, ale i to z umiarem. Czytaj dalej Autostopem na Nordkapp: Misza z Bloku Numer Dwa