Geopolityka Chin: transformacja chińskiego smoka

Popularny ekspert od geopolityki mec. Jacek Bartosiak kreśląc rozkład sił na mapie świata w początkach XXI wieku podkreśla znaczenie Nowego Jedwabnego Szlaku, który ma pomóc Chinom w detronizacji USA z pozycji światowego hegemona. To jednak tylko jeden z elementów układanki geopolityki Chin, nad którym głowią się teraz stratedzy w Pekinie. Prawdziwym bólem głowy jest reforma gospodarki i społeczeństwa, które zaczyna się budzić i coraz odważniej domagać zmian. Przed takimi wyzwaniami stanął w 2012 roku wybrany na przywódcę państwa Xi Jinping, który podjął wyzwanie – u początku swoich rządów ogłosił nastanie czasów chińskiego snu rychły renesansu chińskiego narodu. Międzynarodowi komentatorzy już teraz uznają obecnego prezydenta Chińskiej Republiki Ludowej za przywódcę, który zapisze się w historii obok Mao Zedonga i Deng Xiaopinga – pytanie tylko, czy zapisze się jako reformator, czy jako ten, który pogrzebał Chiny?

Od czego się zaczęło, czyli dlaczego Chiny ominęła rewolucja przemysłowa?

Jak już wspominałem w poprzednim tekście poświęconej geopolitycznemu starciu Chin z USA, Chiny są jedną z najstarszych i największych cywilizacji świata, która dopiero w XIX wieku została podporządkowana światowi zachodniemu. Za panowania cesarza Qianlonga (1735-1799) w Chinach mieszkała 1/3 ludności świata, a jak pisał w swoim słynnym dziele „Bogactwo narodów” Adam Smith najlepsza oznaką pomyślnego rozwoju danego kraju jest zwiększanie się jego ludności. Co więcej, w 1750 roku aż 80% światowej produkcji było zasługą Chin. Niemniej już Adam Smith zauważył, że Chiny od dawna trwają w stagnacji, gdyż relacje współczesnych mu podróżników do Państwa Środka nie różniły się wiele od wieści przekazywanych przez Marco Polo w XIII wieku.

Istnieje wiele teorii, dlaczego Chiny z największej gospodarki w 1750 roku zostały zdegradowane do roli światowego pariasa u progu XX wieku, ale wszystkie one mają jeden wspólny element – wiążą się z rewolucją przemysłową, która rozpoczęła się w Europie i szybko przeniosła do USA, ale do Chin dotarła na dobrą sprawę dopiero w połowie XX wieku. Dlaczego? Z odpowiedzią przychodzi nam, jak zwykle, geopolityka. Według jednej z koncepcji (tzw. high-level equilibrium trap) to właśnie rozmiar i efektywność chińskiej gospodarki, a także populacja okazały się zgubne. Po pierwsze, Chiny miały Wielki Kanał, czyli system rzek i kanałów, który sprawiał, że niepotrzebne były inwestycje w linie kolejowe i parowozy. Po drugie, Chiny były na tyle duże, że rosnące zapotrzebowanie na żywność można było zwiększać zagospodarowując nowe tereny, a nie zwiększając produkcję z hektara, jak to miało miejsce w Europie. Po trzecie, ogromna populacja Chin sprawiała, że podczas, gdy Europejczycy musieli korzystać z maszyn, aby zwiększyć produkcję, w Państwie Środka można było znaleźć więcej rąk do pracy. Nie bez znaczenia jest również rozkład złóż węgla, który przecież był siłą napędową rewolucji przemysłowej – w Chinach znajduje się on przede wszystkim na północy kraju, podczas gdy życie gospodarze skupiało się na jego południu.

W tym świetle niezwykle wymowne było potraktowanie przez cesarza Qianlonga brytyjskiego wysłannika Lorda Macartneya, który przybył w 1793 roku w celu nawiązania stosunków dyplomatycznych i gospodarczych. W ramach dworskiej kurtuazji przywiózł cesarzowi podarki, które były najnowszymi osiągnięciami rewolucji przemysłowej. Jednak Qianlong odesłał go z powrotem wręczając list do brytyjskiego króla, w którym pisał, że Chińczycy nie mają najmniejszej potrzeby handlować z Brytyjczykami.

Nasze ziemie obfitują w takie bogactwa, że posiadamy wszystkie rzeczy. Przeto nie ma potrzeby, abyśmy z własnej woli wymieniali produkty z obcymi barbarzyńcami. – Cesarz Qianlong

Stagnacja, w jaką popadły Chiny, sprawiła, że w XIX wieku zostały one zmuszone do zawarcia serii tzw. traktatów nierównoprawnych, które podporządkowały je światowi zachodniemu. Bijąc Chiny w I Wojnie Opiumowej w 1840 roku Wielka Brytania zalała chiński rynek opium, co z jednej strony przynosiło zyski, a z drugiej działało destrukcyjnie na chińskie społeczeństwo (analogicznie jak w XX wieku rozpijanie społeczeństw w Europie Wschodniej). Przy okazji Brytyjczycy oderwali od Chin Hongkong, a Portugalczycy Makau. Tak Chiny wkroczyły w okres historii, który później został nazwany Stuleciem Upokorzenia. Pamięć o białych najeźdźcach sprawiła, że Mao jest dzisiaj wielbiony w Państwie Środka właśnie ze względu na przepędzenie Europejczyków, a nie z uwagi na umiłowanie Chińczyków do komunizmu, jak możemy to odbierać w Europie. Wbrew pozorom, to bardzo ważny element chińskiej mentalności, która determinuje jeden z fundamentów chińskiej polityki w regionie – napędza dążenie Chińczyków do zjednoczenia kraju i wkroczenia w okres renesansu chińskiego narodu.

Strefy wpływów w Chinach w 1900 roku. Źródło: http://images.classwell.com/mcd_xhtml_ebooks/2005_world_history/images/mcd_mwh2005_0618377115_p374_f1.jpg

Renesans chińskiego narodu i polityka jednych Chin

Chiny były marionetką w rękach obcych mocarstw mniej więcej od 1840 do 1949 roku. Wówczas do władzy doszedł Mao Zedong i na prawie trzy dekady zamknął Chiny – najpierw na świat zachodni, a wkrótce również na ten sowiecki wierząc, że zaprowadzenie w Państwie Środka komunizmu przywróci dawną świetność. Jednak niewielki skrawek dawnych Chin pozostał w orbicie wpływu Zachodu – wyspa Tajwan, na którą po przegranej wojnie domowej w 1949 roku wycofały się dwa miliony zwolenników Kuomintangu, partii popieranej przez Zachód. Tym samym geopolityka regionu sprawiała, że Chiny w dalszym ciągu znajdowały się w szachu obcych mocarstw.

Zarówno Republika Chińska na Tajwanie pod rządami Czang Kaj-szeka, jak i Chińska Republika Ludowa pod rządami Mao rościły sobie prawa do spuścizny chińskiej cywilizacji i bycia uznawanymi ze „te właściwe Chiny”. Oba państwa prowadziły tzw. politykę jednych Chin, co oznaczało, że jakiekolwiek państwo na świecie nawiązując stosunki z jednym z nich automatycznie zamykało sobie drogę do dialogu z drugim. Początkowo państwa komunistyczne układały się oczywiście z Chińską Republiką Ludową, z kolei państwa Zachodu z Tajwanem, który aż do 1971 roku reprezentował interes chiński w ONZ. Dopiero w 1971 roku, po sekretnej wizycie Henry’ego Kissingera u Mao, zadecydowano o zastąpieniu w ONZ delegacji Tajwanu delegacją Chińskiej Republiki Ludowej. Decyzja była podyktowana czystym pragmatyzmem geopolitycznym – w latach 60. ZSRR było u szczytu swojej potęgi, co niepokoiło zarówno sąsiadujące Chiny, jak i rywalizujące o pozycję hegemona USA. Z biegiem czasu i wzrostem znaczenia Chińskiej Republiki Ludowej coraz więcej państw zaczęło ją uznawać za pełnoprawnego następcę chińskiego cesarstwa, ale sami Chińczycy nie czują, aby problem został rozwiązany. Ba, jest wręcz przeciwnie.

Xi Jinping, prezydent ChRL
Xi Jinping, prezydent ChRL. Źródło: Flickr | Foreign and Commonwealth Office | CC BY 2.0

W 2014 roku nowowybrany prezydent Chińskiej Republiki Ludowej Xi Jinping wyznaczył sobie dwa główne założenia polityki, które ogłosił, jako „Dwa cele na stulecie”:

  • w 2021 roku, czyli na stulecie proklamowania Chińskiej Republiki Ludowej, w Państwie Środka ma powstać klasa średnia i społeczeństwo umiarkowanego dobrobytu,
  • w 2049 roku, czyli w stulecie powstanie Komunistycznej Partii Chin, Państwo Środka ma zjednoczyć pod jedną władzą (zgadnijcie jaką?) wszystkie historyczne terytoria.

Na razie zajmijmy się drugim z celów, który wiąże się ściśle z geopolityką Chin. Chińska Republika Ludowa zdążyła już wchłonąć Hongkong i Makau, które na mocy umów międzynarodowych powróciły w granice Państwa Środka odpowiednio w 1997 i 1999 roku. Co prawda oba regiony mają wciąż zagwarantowaną szeroką autonomię, ale może ona zostać cofnięta po upłynięciu okresu 50 lat od daty ich przekazania, czyli w 2047 roku w przypadku Hongkongu i 2049 roku w przypadku Makau. Kolejnym regionem, który Chińczycy uznają za część Państwa Środka to Tybet, który od dziesiątek lat jest źródłem napięć pomiędzy Tybetańczykami domagającymi się niepodległości, a rządem w Pekinie, który tłumi wszelkie niepokoje, jak to miało miejsce np. przez Igrzyskami Olimpijskimi w 2008 roku. Dodatkowo, Chińczycy prowadzą intensywną sinizację Tybetu zachęcając do wewnętrznej emigracji Chińczyków Han urodzonych w innych regionach kraju. Szacuje się, że już 1/3 ludności Tybetu to imigranci Han, a w Lhasie, stolicy regionu, odsetek ten sięga 50%.

Solą w oku chińskiego rządu wciąż pozostaje Tajwan. Przez ostatnią dekadę doszło do wyraźnego zbliżenia pomiędzy dwiema chińskimi republikami – najlepszym potwierdzeniem tego faktu jest liczba rejsów samolotowych. Od 1949 do 2005 roku żaden (sic!) komercyjny samolot nie pokonał trasy Tajwan-Chińska Republika Ludowa bez zaliczania międzylądowania na neutralnym gruncie, np. w Hongkongu. Począwszy od historycznego lotu w 2005 roku liczba systematycznie wzrastała osiągając poziom 890 takich rejsów w 2015 roku. W tym samym czasie Chińska Republika Ludowa stała się również głównym partnerem handlowym Tajwanu – trafia tutaj prawie 30% tajwańskiego eksportu. Dla stosunków obu państw nie bez znaczenia jest fakt, że dotychczasowy protektor Tajwanu – Stany Zjednoczone, których militarna potęga dotychczas odstraszała Chińską Republikę Ludową od konfliktu zbrojnego – nie są już dłużej zdolne do obrony wyspy. Wojskowa doktryna Chińskiej Republiki Ludowej, której jednym z założeń jest neutralizacja amerykańskiej zdolności operacyjnej w bezpośrednim sąsiedztwie Państwa Środka (tzw. pierwszy łańcuch wysp spoglądając od strony wybrzeża Chińskiej Republiki Ludowej) okazała się sukcesem, a Tajwan jest praktycznie nie do obrony.

Co ciekawe, liczba lotów na Tajwan nie jest tylko efektem ożywionej wymiany gospodarczej, ale również wzrostem zainteresowania Chińczyków własną historią. W Narodowym Muzeum Pałacowym na Tajwanie znajduje się największa na świecie kolekcja sztuki chińskiej – prawie 700 tysięcy eksponatów będących dziedzictwem cywilizacji, której historia sięga dziesięciu tysięcy lat. Są to oczywiście zabytki, które zostały przewiezione na wyspę przez wojska Kuomintangu w latach 1948-1949. Ponad 1/5 kolekcji to obiekty wywiezione ze słynnego Zakazanego Miasta w Pekinie. Nic dziwnego, że dzisiejsi Chińczycy, oczekujący na wielki renesans kultury chińskiej, chcą zobaczyć największe osiągnięcia swojej skądinąd kultury. Sami Tajwańczycy mają mieszane uczucia względem turystów z Chin kontynentalnych – po początkowym zachwycie rychłym zjednoczeniem Państwa Środka uwidaczniają się różnice w kulturze obu społeczeństw, które rozwijały się w kompletnym oderwaniu od siebie. Chińczycy z Chińskiej Republiki Ludowej są postrzegani mniej więcej tak, jak chińscy turyści w Europie, podczas gdy Tajwańczycy są dużo bardziej „zachodni”. Dlatego też wybory prezydenckie na Tajwanie w styczniu 2016 roku wygrał kandydat Demokratycznej Partii Progresywnej, która po ośmiu latach trwania w opozycji dochodzi do władzy i zapewne będzie chciała wyhamować postępujący proces integracji podtrzymywany przez ostatnie lata.

Źródło: AFP/http://citizen.co.za/wp-content/uploads/afp/2015/11/04/56db17909795c4cbb4e4ba07ccd80f41a25f3525.jpg?b644a6
Stosunki dyplomatyczne na linii ChRL-Tajwan. Źródło: AFP/http://citizen.co.za/wp-content/uploads/afp/2015/11/04/56db17909795c4cbb4e4ba07ccd80f41a25f3525.jpg?b644a6

Chiński sen

Z renesansem chińskiego narodu bezpośrednio związany jest drugi postulat ogłoszony przez Xi Jinpinga – tak zwany chiński sen (po angielsku chinese dream nawiązujące do sformułowania american dream), czyli zbudowanie w Chinach klasy średniej i społeczeństwa umiarkowanego dobrobytu. Dwa tygodnie po objęciu stanowiska sekretarza generalnego Komunistycznej Partii Chin, w listopadzie 2013 roku, Xi Jinping wygłosił słynną przemowę, w którym zapowiedział renesans chińskiego narodu i spełnienie chińskiego snu. Zapewne nieprzypadkowe było miejsca wygłoszenia przemowy. Odbyła się ona przy okazji wizyty Xi Jinpinga w Muzeum Narodowym w Pekinie, w którym akurat odbywała się wystawa ukazująca życie Chińczyków w trakcie Stulecia Upokorzenia, kiedy Państwo Środka było marionetką w rękach świata zachodniego. Xi Jinping zaczął swoje rządy z przytupem i wygląda na to, że jest właściwym człowiekiem we właściwych, niezwykle trudnych dla Chin czasach.

Co dokładnie chiński przywódca rozumiał pod pojęciem chinese dream? Tego nie zdradził, ale w całym kraju ruszyła kampania promująca slogan. W szkołach zaczęto organizować konkursy na interpretację chińskiego snu, naukowcy zaczęli pozyskiwać granty na badania nad chińskim snem, a telewizji pojawiło się nawet show „The Voice of the Chinese Dream”, w którym widzowie wybierają, jak będzie brzmiał głos nowej epoki w dziejach Państwa Środka. Jedną z największych kampanii były spoty reklamowe z największymi celebrytami, którzy wypowiadali się, co dla nich oznacza chiński sen. No dobrze, ale co to w takim razie oznacza? Chodzi przede wszystkim o zbudowanie klasy średniej, a pierwszym etapem jest podwojenie średniego dochodu każdego mieszkańca do 2021 roku. Chiński sen ma zostać ostatecznie spełniony do 2049 roku, czyli na uczczenie setnej rocznicy utworzenia Partii Komunistycznej Chin.

Xi Jinping nie ukuł sloganu pod chinese dream wpływem chwili – podobnie, jak każdy inny element chińskiej polityki, także koncepcja chińskiego snu została starannie przemyślana. Władze w Pekinie wiedzą, że potrzebują zreformować strukturę społeczną, która jest coraz bardziej niestabilna. Współczynnik Giniego nazywany popularnie Wskaźnikiem Nierówności Społecznej (mierzony w skali od 0 do 1) osiągnął w 2008 roku w Państwie Środka wartość 0,5, a powszechnie uważa się, że już poziom 0,4 jest barierą niepokojów społecznych. Ponadto, wielu ekspertów podważa prawdziwość chińskich statystyk i szacuje wskaźnik Giniego na 0,6. Chiński sen ma być więc ideą, wokół której społeczeństwo na powrót będzie mogło się zjednoczyć.

Nierówności społeczne w Chinach są efektem przyjęcia modelu państwa prorozwojowego przez Deng Xiaopinga. Kiedy tylko doszedł do władzy w 1978 roku zakończył nieudaną próbę przekształcenia Chin w komunistyczną autarkię i obrał kurs na kapitalizm. Do historii przeszły jego słowa: „Nieważne, czy kot jest czarny, czy biały. Ważne, aby łapał myszy”. W latach 1979-2012 chińska gospodarka notowała średni wzrost 9,8% PKB rocznie stając się w 2010 roku drugą największą gospodarką globu (wyprzedziła Unię Europejską), a w 2014 roku wyrosła na największą gospodarkę na świecie liczoną parytetem siły nabywczej. Wzrost jednak wyhamowuje – oficjalnie spadł do 6,9% PKB w 2015 roku, ale nie brakuje zagranicznych obserwatorów, którzy uważają, że podawany wskaźnik jest mocno naciągany i w rzeczywistości jest on bliższy 6%. Debata nad koniecznością transformacji chińskiej gospodarki rozpoczęła się już w 2008 roku, kiedy notabene nastąpiło tąpnięcie na giełdzie w USA.

Źródło: Ney York Times, http://www.nytimes.com/interactive/2015/08/26/business/-why-china-is-rattling-the-world-maps-charts.html
PKB Chin w latach 2005-2015. Czerwona linia to dane podawane przez Pekin, a szare słupki wyliczenia zagranicznych ekonomistów. Źródło: Ney York Times, http://www.nytimes.com/interactive/2015/08/26/business/-why-china-is-rattling-the-world-maps-charts.html

Koszt chińskiego wzrostu, opartego na taniej sile roboczej, eksporcie i sztucznemu zaniżaniu wartości juana, chińskiej waluty, sprawił, że w Chinach doszło nie tylko do powstania olbrzymich nierówności społecznych, ale również do degradacji środowiska, a triadę największych problemów uzupełnia systemowa korupcja, której notabene Xi Jinping również wypowiedział wojnę. Problemy te coraz częściej dostrzega kształtująca się chińska klasa średnia, którą w 2012 roku szacowano już na ponad 200 milionów obywateli (zarabiających od 9 do 16 tysięcy dolarów rocznie), a według prognoz ma wzrosnąć do około 300 milionów mieszkańców w 2022 roku. W dobie Internetu i podróży samolotem coraz więcej z nich zauważa, jakim kosztem został okupiony wzrost gospodarczy w Państwie Środka. Spowalniająca gospodarka sprawia, że prosperity nie jest już wystarczająco silnym spoiwem dla społeczeństwa, a idea chińskiego snu i renesansu chińskiego narodu jest próbą uderzenia w patriotyczne tony. Bez wątpienia przemówienie Xi Jinpinga, w którym przedstawił cele na 2049 rok nieprzypadkowo odbyło się podczas wystawy poświęconej Stuleciu Upokorzenia.

Koncepcja chińskiego snu jest niezwykle zręczna – poprzez nawiązanie do american dream gra na aspiracjach Chińczyków, a za punkt odniesienia stawia USA. Trudno nie dopatrzeć się w tym zagrywki na pobudzenie wewnętrznej konsumpcji i rekompensowania spowolnienia gospodarczego w produkcji i eksporcie rozrostem sektora usług. Inaczej mówiąc, chińskie władze chcą skłonić skądinąd oszczędnych Chińczyków do wydawania pieniędzy, tak aby te krążyły w gospodarce. Spoglądając na statystyki podawane przez Pekin na koniec 2015 roku Państwo Środka znajduje się na dobrej drodze – udział sektora usług wyniósł 51% krajowego PKB wobec zakładanych w planie pięcioletnim 47%. Nawet traktując te dane z przymrużeniem oka nie można nie zauważyć efektów polityki Pekinu.

Gdybym pisał ten artykuł na początku czerwca 2015 roku zapewne zakończyłbym w tym miejscu kreśląc przed Chinami jasną, choć nieco wyboistą, przyszłość. Ale właśnie w połowie ubiegłego roku doszło do bezprecedensowych spadków na giełdzie w Szanghaju – od 12 czerwca do 26 sierpnia notowania spadły o 43%. Kiedy wydawało się, że Chińczycy opanowali sytuację na początku tego roku notowania znowu zanurkowały, a w dniu 3 lutego 2016 roku były aż o 47% mniejsze w porównaniu z czerwcem 2015 roku. Łącznie z chińskiej giełdy wyparowało 3-3,5 biliona dolarów, a rezerwy walutowe stopniały o 500 miliardów dolarów (nie zmienia to faktu, że wciąż wynoszą zawrotne 3,5 biliona dolarów). Takie liczby z pewnością robią wrażenie, ale tym, co naprawdę niepokoi władze w Pekinie jest fakt, iż w wyniku krachu około 60-80 milionów Chińczyków straciło oszczędności swojego życia. Co więcej, do grania na giełdzie zachęciły ich same władze prowadząc w 2014 roku kampanię promującą „inwestycję na przyszłość”. Teraz Pekinowi przybyło kilkadziesiąt milionów potencjalnych manifestantów. Dodając do nich osoby rozczarowane rosnącymi nierównościami społecznymi otrzymujemy całkiem pokaźną grupę niezadowolonych, często zdesperowanych obywateli. O tym, jak poważne wyzwanie czeka władzę centralną możecie przeczytać w ciekawym artykule „Chiny bardziej zależą od reform niż od giełd”.

krach na gieldzie w szanghaju
Notowania na giełdzie w Szanghaju (czerwiec 2015-luty 2016). Źródło: Ney York Times, http://www.nytimes.com/interactive/2015/08/26/business/-why-china-is-rattling-the-world-maps-charts.html

Nowy Jedwabny Szlak, czyli geopolityczne być albo nie być

Drugim, obok pobudzenia konsumpcji, sposobem na tchnięcie życia w gospodarkę jest jeden z największych i najodważniejszych projektów geopolitycznych i gospodarczych w historii świata – „Jeden pas, jedna droga”, w mediach określany również mianem Nowego Jedwabnego Szlaku. W związku z tym, że o strategicznym znaczeniu tego projektu dla geopolitycznej sytuacji Chin pisałem tutaj, ograniczę się tylko do przeglądu ostatnich wydarzeń.

Dotychczas słabym punktem Nowego Jedwabnego Szlaku było uzależnienie dostaw od widzimisię Rosji. Aby zredukować problem kapryśnego sąsiada Chiny od dawna pracowały nad zbudowaniem linii kolejowej, która omijałaby Rosję. Plan zakończył się sukcesem 31 stycznia 2016 roku, kiedy to po szesnastu dniach jazdy do Chin dotarły pierwsze kontenery z Ukrainy. Trasa przebiegała tak: najpierw transport promem przez Morze Czarne, następnie transport kolejowy przez Gruzję i Azerbejdżan, później załadunek na prom i przeprawa przez Morze Kaspijskie do Kazachstanu, a stamtąd znowu koleją do Chin. Historyczna podróż zajęła szesnaście dni, ale chińscy inżynierowie planują w przyszłości skrócić ten czas do dziesięciu dni. Dla porównania transport morski, który jest alternatywą dla drogi lądowej, zajmuje z Chin do Europy około czterdziestu dni. Po raz kolejny Chińczycy zagrali na nosie Rosjanom 3 lutego, kiedy to rządy Ukrainy i Litwy podpisały memorandum na połączenie ukraińskiej odnogi Nowego Jedwabnego Szlaku z kolejowym projektem Viking, który obejmuje Ukrainę, Białoruś, Litwę oraz Bułgarię (łącznie ponad 1700 kilometrów trakcji kolejowych). Tym samym chiński projekt geopolityczny wkracza do Unii Europejskiej.

new silk road
Różne warianty Nowego Jedwabnego Szlaku z Chin do Europy. Źródło: https://wazars.files.wordpress.com/2015/03/iron_silk_road.jpg

Drugim kluczowym wydarzeniem była wizyta prezydenta Xi Jinpinga w Iranie na początku 2016 roku, w trakcie której chiński i irański przywódcy zobowiązali się do zawarcia strategicznego partnerstwa na 25 lat, a ponadto podpisali aż 17 memorandów, które mają przyspieszyć prace nad morskim Jedwabnym Szlakiem. Chińczycy obiecali również inwestycje i zwiększenie wymiany handlowej. Xi Jinping odwiedził także Arabię Saudyjską i Egipt, które również wodzi na pokuszenie obietnicami wielomiliardowych inwestycji. Jak widać, Chiny coraz odważniej kontynuują geopolityczną ofensywę. Co na to Stany Zjednoczone?

Nie ulega wątpliwości, że Chińczycy wkraczają w 2016 roku pełni nadziei, ale i obaw. Szczegółowa analiza kierunków polityki wewnętrznej (dążenia do renesansu narodu chińskiego i podsycanie chińskiego snu) oraz zagranicznej (geopolityczne znaczenie Nowego Jedwabnego Szlaku) wymagałaby tysięcy stron opracowań, dlatego niniejsze spojrzenie jest pobieżne i w wielu miejscach okrojone. Dlatego zachęcam do dyskusji w komentarzach – czy waszym zdaniem Chińczykom uda się zrealizować cele postawione na 2049 rok? Czy Nowy Jedwabny Szlak stanie się faktem? I czy widzicie w tym wszystkim szansę dla Polski?

Geopolityka i Chiny: debata o chińskim śnie i problemach wewnętrznych

Geopolityka Chin: Tajwan w chińskiej polityce zagranicznej

Geopolityka i Chiny: Xi Jinping na arenie międzynarodowej

Geopolityka i Chiny: Prof. Huang Weiping o chińskiej gospodarce [ENG]

Prognozy dla chińskiej gospodarki na 2016 rok [ENG]

Film propagandowy o chińskim śnie [ENG]


Więcej ciekawych wykładów i debat o geopolityce Chin znajdziecie w pozostałych częściach cyklu „Chiny – nowa potęga”. Jeżeli jesteście zainteresowani najnowszymi doniesieniami z chińskiej gospodarki polecam śledzić tag „chiny” na Obserwatorze Finansowym. Dla tych, którzy znają język angielski polecam śledzenie kanału National Committee on U.S.-China Relations, na którym często można usłyszeć czołowych chińskich ekonomistów i dowiedzieć się co nieco, jak wygląda chińska gospodarka od kuchni, a także geopolityczne plany Państwa Środka. Osobom zainteresowanym tematyką Chin polecam dodatkowo książkę „Uderzenie w czerń” poświęconą współczesnym realiom chińskiej polityki, która jest przy tym wiwisekcją klasy rządzącej.


Zdjęcie w nagłówku: kris krüg | Senses | CC BY-SA 2.0