Kiedy spoglądamy na mapę często zastanawiamy się, dlaczego granice przebiegają akurat w tych miejscach? Dlaczego niektóre państwa mają granice jakby odrysowane od linijki, a inne wręcz przeciwnie? Dlaczego Polska ma taki, a nie inny kształt i co spowodowało, że przez ostatnie trzysta lat często to inne państwa decydowały za nas o naszych granicach? Odpowiedź na to pytanie nurtowała wielu, ale tylko nieliczni postanowili poświęcić całe życie na badanie tych fascynujących zagadnień. Poznajcie Halforda Mackindera, Nicholasa Spykmana i Karla Haushofera – trzech dżentelmenów, którzy sto lat temu stworzyli podwaliny pod nową naukę – geopolitykę. Czytaj dalej Geopolityka, czyli kto rządzi światem?
Archiwa tagu: USA
San Francisco: Różowowłosy Larry, Haight-Ashbury i Most Samobójców
Larry mieszkał na Corbett Avenue w południowej części miasta. Typowy dla dzielnicy sypialnej dwupiętrowy domek obity białą boazerią, z niewielkim gankiem otoczonym bujną roślinnością i dobudowanym garażem, na podjeździe którego stał wysłużony Buick. Zadzwoniłem do drzwi. Nikt nie otwierał. Zadzwoniłem po raz drugi, a po chwili spróbowałem po raz kolejny. Po chwili usłyszałem jak ktoś w środku zbiega po schodach. Skrzyyyp. Przede mną stanął na oko sześćdziesięcioletni jegomość z bujnym zarostem pofarbowanym na różowo. Ubrany był w kwiecistą koszulę z krótkim rękawem i rybaczki z cienkiego, spranego dżinsu. Poprawił na nosie okulary i zmarszczył czoło najwyraźniej zastanawiając się who the hell is he? Kim on do cholery jest? Kiedy przedstawiłem się, jegomość zmrużył badawczo oczy i zaczął grzebać jedną ręką w brodzie. Po chwili jego twarz pojaśniała: – CouchSurfer! Świetnie! Świetnie! Wejdź, wejdź do środka! Przepraszam, że tak to wygląda – wskazał ręką wnętrze domu – Ale właśnie wróciłem z Burning Mana i wszystko jest trochę chaotyczne. Czytaj dalej San Francisco: Różowowłosy Larry, Haight-Ashbury i Most Samobójców
San Francisco: Jack Kerouac, bitnicy i pierwszy sklep z komiksami
Był letni wieczór, a my chcieliśmy tylko napić się wina. Kupiliśmy butelkę taniego portwajnu w sklepie na rogu i pociągaliśmy z papierowej torby siedząc w parku przy Bay Street. Później wydarzenia przyspieszyły; pamiętam tylko wycelowane w nas reflektory radiowozu, ucieczkę i drugą butelkę portwajnu, tym razem w odległym zakątku Fort Mason. Czytaj dalej San Francisco: Jack Kerouac, bitnicy i pierwszy sklep z komiksami
San Francisco: Banksy, burrito i marihuana, czyli co was czeka na Mission
Amerykański dziennikarz Herb Caen powiedział: „Kiedy pewnego dnia trafię do nieba… Rozejrzę się i stwierdzę: Nie jest źle, ale to wciąż nie jest San Francisco”. Nie on jedyny – dyskretny urok Frisco ujmował w przeszłości również Jacka Kerouaca, Franka Sinatrę czy Johna Lennona. A jak jest dzisiaj? Czytaj dalej San Francisco: Banksy, burrito i marihuana, czyli co was czeka na Mission
Chicago: Opowieść o wolności, czyli Hugh Hefner zakłada Playboya (cz. III)
Ameryka kojarzy nam się między innymi z wolnościami: osobistą, słowa i wolnym rynkiem. Z wolności w latach 70′ korzystał między innymi Hugh Hefner zakładając w Chicago magazyn „Playboy”. Czytaj dalej Chicago: Opowieść o wolności, czyli Hugh Hefner zakłada Playboya (cz. III)
Chicago: Opowieść o nauce, czyli Projekt Manhattan i bomba atomowa (cz. II)
W pierwszej części „Tryptyku chicagowskiego” opisywałem determinację Nikoli Tesli, która przyczyniła się do powstania Wietrznego Miasta. Tym razem zwracam uwagę na inny fundament – naukę, która uczyniła z Chicago jednym z największych ośrodków uniwersyteckich na świecie. Czytaj dalej Chicago: Opowieść o nauce, czyli Projekt Manhattan i bomba atomowa (cz. II)
Chicago: Opowieśc o determinacji, czyli życie Nikoli Tesli (cz. I)
„Ostatecznie, sądzę, że Chicago będzie najpiękniejszym wielkim miastem pozostałym na tej planecie” stwierdził pewnego dnia Frank Lloyd Wright, wybitny architekt, który Chicago nosił głęboko w sercu. Istotnie – spacerując ulicami Wietrznego Miasta możemy zachwycać się modernistyczną zabudową i podziwiać koloryt poszczególnych dzielnic, ale musimy też wiedzieć, że wysoko w górze, na ostatnich piętrach wieżowców, szyby zaczynają pękać. Czytaj dalej Chicago: Opowieśc o determinacji, czyli życie Nikoli Tesli (cz. I)
Nowy Jork. Wyciśnięta pomarańcza
Manhattan. Betonowy las. Jak to określił Albert Camus w swoich dziennikach – pustynia z żelaza i cementu. Mimo, że od wizyty Francuza w Nowym Amsterdamie minęło ponad pół wieku, niewiele się tutaj nie zmieniło. Nowy Jork wcale nie przytłacza przepychem i milionem rozedrganych świateł, ale przede wszystkim jakimś nienazwanym ciężarem amerykańskiego snu, który przerodził się w amerykański koszmar. Tysiące osób protestujących przy Wall Street, kolejne tyle blokujących Brooklyn Bridge, zroszona krwią Ground Zero, nieprzebrane tłumy imigrantów próbujących wyśnić swój amerykański sen. Chodząc ulicami miasta cały czas znajdujesz się w cieniu kilkusetmetrowych skyscrapers, a wokół siebie słyszysz tylko huk ruchu ulicznego i urywane rozmowy, które ludzie prowadzą przez telefony komórkowe. Z apatii w jaką wpadasz idąc prostymi jak strzała ulicami, wyrywa raz po raz nagabywanie ulicznych naciągaczy i meneli. Czytaj dalej Nowy Jork. Wyciśnięta pomarańcza
Boston: Podróż to tylko strumień, w którym łowię ryby
Wielu włóczęgów mówi, że podróż albo droga są celem samym w sobie. Trudno się z tym jednak zgodzić – to nie sam fakt podróży, bycia w drodze, decyduje o tym, że człowiek staje się bogatszy w nowe doświadczenia, mądrzejszy życiowo i silniejszy mentalnie. Podroż jest tylko środkiem do poznawania ludzi i odkrywania miejsc, które poruszają cząstkę naszej duszy i zmieniają nas. To właśnie oni i one skłaniają nas do przemyśleń, przewartościowań, zatrzymania się na chwilę i zastanowienia nad własnym życiem czy zmiany spojrzenia na rzeczy, które od zawsze postrzegaliśmy w tych samych barwach. Henry David Thoreau porównał kiedyś czas do strumienia, w którym łowi ryby. To samo można powiedzieć o podróży – wikłamy się w nią po to, aby utrwalać pojedyncze chwile radości i smutku, aby łapać to, czego brakuje nam na co dzień. Cierpliwie czekamy na to co i kto pojawi się na naszej drodze tak jak rybak czeka na ruch spławika. Kiedy już poczujemy szarpnięcie, wiemy, że przygoda nas znalazła i nie możemy jej teraz puścić. Później odkładamy ją na półkę, oznaczamy etykietką i wracamy do niej za każdym razem, kiedy mamy ochotę przeżyć ją jeszcze raz. Czytaj dalej Boston: Podróż to tylko strumień, w którym łowię ryby
USA: Zawsze może być wygodniej
W najchętniej odwiedzanym parku narodowym w USA, czyli Great Smoky Mountains z 9 mln turystów rocznie, droga z parkingu na najwyższy szczyt zajmuje niespełna pół godziny. Ale Amerykanie postanowili jeszcze skrócić zdobycie Clingmans Dome – aplikacja Nature Valley Trail View pozwala wejść na górę nie ruszając się sprzed komputera. Prawda, że wygodne? Czytaj dalej USA: Zawsze może być wygodniej