Rumuński elementarz. Tom 1

Garść przydatnych informacji, przemyśleń, ciekawostek i wspomnień z Rumunii. Oczywiście w porządku alfabetycznym.

autostopAutostop – co jak co, ale autostop w Rumunii działa wręcz wzorowo. Rzadko zdarza się byśmy na „okazję” czekali dłużej niż pół godziny. Wielokrotnie też podróż autostopem zajmie nam mniej czasu niż pokonanie takiego samego dystansu pociągiem lub autobusem (choć to akurat chluby rumuńskiemu PKP i PKS nie przynosi). Z racji tego, że dużo mieszkańców wsi traktuje autostop jako naturalny sposób dostania się z/do miasta często zdarzy się, że będziemy mieli konkurencję. Osoby wyglądające cudzoziemsko mają tu jednak znaczący handicap. Czasem zdarzy się też, że kierowca poprosi nas o pieniądze „za benzynę” oczywiście można w tym momencie zacząć się kłócić, że autostop, że bezpłatny, ale biorąc pod uwagę fakt, że opłata 10 lei za 100 przejechanych kilometrów w zupełności kierowców satysfakcjonuje, myślę, że warto rozstać się z nimi w pokoju.

bani-2Bani – czyli pieniądze. Walutą Rumunii jest lei. Posługiwanie się nim nie powinno sprawić Polakom większych problemów, gdyż przeliczamy je ze złotówkami w stosunku 1:1. Również ceny większości towarów są porównywalne. Z artykułów spożywczych wyraźnie droższy jest nabiał (kostka masła – 8 zł, litr mleka – 4 zł) oraz owoce. Noc w hostelu spędzimy za 20-40 lei, zaś obiad w restauracji zjemy już za 15-20 lei. Jeżeli zadowolimy się fastfoodem to cena powinna oscylować w granicach 10 lei. Co by nie zaschło w gardle można też zamówić piwo w cenie 5-8 lei. Oczywiście w markecie zapłacimy za nie dużo mniej (2-3 lei). Rumuńskie pieniądze mają też jeszcze jedną ciekawą właściwość – są wykonane z plastiku. Podobno MFW zalecił swego czasu rządowi zwiększyć obrót „plastikowym pieniądzem”. No i posłuchali.

caine-3Câine – czyli psy. Niestety są one zmorą miast i wsi rumuńskich. Gdy po zmroku watahy bezdomnych kundli wyruszają na żer trudno znaleźć miejsce, gdzie nie byłoby słychać ich złowieszczego ujadania. Na szczęście bliższy z nimi kontakt zazwyczaj kończy się jedynie strachem. Zdarza się jednak też, że zdesperowane zwierzęta atakują. Tak jak we wrześniu zeszłego roku, kiedy 4-letni chłopiec został w Bukareszcie zagryziony na śmierć. Co jakiś czas rząd podejmuje bezskuteczne próby rozwiązania problemu – sterylizacja na niewiele się zdaje, a przeciwko masowej eksterminacji protestują obrońcy praw zwierząt. Nie należy się spodziewać, że bezdomne psy szybko znikną z rumuńskiego krajobrazu, a dopóki to nie nastąpi trzeba po prostu mieć oczy dookoła głowy.

dacia-4Dacia – czyli duma rumuńskiej motoryzacji. Dacie na rumuńskich drogach są wszędobylskie niczym maluchy w Polsce na początku lat 90-tych. Pomijając modele z czasów komunistycznych, które wbrew prawom dynamiki i zdrowego rozsądku wciąż jakimś cudem poruszają się po drogach, niekwestionowanym królem szos jest Dacia Logan, której nowy model kupić można już za 30 tys. lei. Niestety cena odzwierciedla też jakość wykonania. Jako, że 90% rumuńskich taksówek to właśnie wysłużone „loganki” dość często miałem okazję nimi jeździć. Jakie wrażenia? Twarde zawieszenie i plastikowe wnętrze. No ale płacąc 1,8 leia za przejechany kilometr nie spodziewajmy się skórzanych tapicerek.

europa-5Europa – Rumunia wstąpiła do Unii Europejskiej w 2007 r. Mieszkańcy oglądający się z tęsknotą za zachodnioeuropejskim poziomem życia przywitali „europejskie standardy” w swoim kraju z wielkim entuzjazmem. Nie miał racji jednak ten kto sadził, że z dnia na dzień Rumunia przekształci się z europejskiego kopciuszka, w królewicza przepasanego siecią nowoczesnych dróg i torów. Rumuni lubią myśleć, że już sam fakt przystąpienie do UE czyni ich kraj lepszym, nie pamiętając, że bez ich zaangażowania postęp nie będzie możliwy. Może właśnie dlatego zdołali oni dotychczas zainwestować jedynie 37% przyznanych im przez UE funduszy. Inwestycyjny marazm kontrastuje wręcz z częstotliwością występowania gwiaździstej, unijnej fagi. Traktując ją jako swoisty znak jakości, Rumuni dekorują nią przestrzeń publiczną nie mniej chętnie niż z rodzimym trójkolorowym sztandarem.

fete-6Fete – czyli dziewczyny. Choć jak wiadomo o gustach się nie dyskutuje, bezdyskusyjnie stwierdzić mogę, że bywały momenty w których przechadzając się po campusie miałem trudności z zachowaniem prawidłowej koncentracji, a wzrok mój krążył niczym podczas meczu tenisa. Co tu dużo mówić – Rumunki są ładne. W większości ciemnowłose i szczupłe. Nie bardzo wysokie, i wcale nie o tak ciemnej karnacji jak zwykło się nam w Polsce wydawać. Coś co mi szczególnie utkwi w pamięci to rysy twarzy Rumunek – zupełnie nieskomplikowane, można by rzec swojskie (złośliwy powiedziałby nawet, że wiejskie). I choć czasem trudno było je dostrzec spod grubej warstwy makijażu, to standardem jest raczej skromny make-up, ubiór i zachowanie. I tak trzymać drogie panie.

gypsy-7Gypsy – czyli wiadomo kto. W Rumunii temat dość drażliwy. Rumuni nie godzą się bowiem z faktem, że powszechnie myleni są z Romami i wszelkie wybryki, których dopuszczają się ci drudzy w krajach Europy zachodniej, niechybnie naliczane są na ich konto. Faktem jest jednak, że to właśnie w Rumunii populacja Romów jest największa. Oficjalne dane mówią o ponad 600 tys. jednak mówi się, że liczba ta jest mocno zaniżona. 600 tys. osób to prawie 3,5% populacji kraju, choć są też miejscowości, gdzie Romowie stanowią większość. Jak żyją? Przeważnie w improwizowanych dzielnicach na obrzeżach cywilizacji, dla których nazwa slums byłaby najwyższą nobilitacją. Szałasy, których głównym budulcem są śmieci otaczają „ogrody”, w których rosną jedynie sterty odpadów, gromadzone w niewiadomym celu. Z architekturą tą kontrastują monumentalne pałace ze spadzistymi dachami, strzelistymi wieżyczkami i panoramicznymi oknami. Prawie nigdy nie wykończone. Prawie zawsze ogrodzone wysokim płotem, przed którym na prowizorycznej ławeczce zasiadają nestorzy rodu, komentujący na żywo otaczająca ich rzeczywistość i pilnujący by hasające dookoła dzieci nie pozabijały się na wzajem. Obcy generalnie omijają takie miejsca szerokim łukiem. Jeżeli już jednak do nich trafisz miej uszykowane drobne pieniądze, bo bez „łapówki” raczej się nie obędzie.

hasdeu-8Hasdeu – Bogdan Petriceicu Hasdeu to słynny rumuński pisarz i językoznawca. Mi jego nazwisko kojarzyć się jednak będzie tylko z kompleksem akademickim w Klużu. Było to moje pierwsze miejsce zamieszkania w Rumunii i choć początkowo denerwowało mnie skrzypiące łóżko, kaloryfery bez regulacji, ogrzewające pokój do niemal 30 stopni i wszędobylski kurz, to po przeprowadzce do Timisoary zatęskniłem szybko za tymi „niedogodnościami”. Oba akademiki, choć w podobnych cenach (180 i 100 lei) standardem znacząco od siebie odbiegały. Dość powiedzieć, że po pobycie Timisoarze luksusowe wydawały mi się tak fundamentalne elementy wyposażenia domu takie jak lodówka, deska klozetowa czy słuchawka od prysznica. No i brak krat w oknach również był miłą odmianą.

istorie-9Istorie – historia Rumunii jak każdego małego kraju jest bardzo skomplikowana. W zasadzie o bycie politycznym takim jak Rumunia mówić możemy dopiero pod koniec XIX w. Wtedy to historyczne krainy Mołdawii i Wołoszczyzny, wcześniej złączone jedynie wspólnym językiem i względami ekonomicznymi, wybrały wspólnego władcę, tworząc jedno państwo. Przez wieki Rumunia, podobnie jak Polska, znajdowała się w kłopotliwym położeniu pomiędzy dwoma mocarstwami – Imperium Osmańskim i Cesarstwem Austriackim, a wyniku kolejnych konfliktów poszczególne krainy w mniejszym lub większym stopniu uzależnione były od nich. Przełomem w historii kraju była I Wojna Światowa, po której kraj odzyskał Transylwanię i Besarabię, utrzymując jednocześnie wcześniej już posiadaną Dobrudżę i osiągając szczyt swojego terytorialnego zasięgu (tzw. „Romania Mare”). W wyniku II Wojny Światowej, do której kraj przystąpił „po niewłaściwej stronie” Besarabia przekształcona została w Mołdawię i włączona do Związku Radzieckiego, Rumunia włączona została zaś do radzieckiej strefy wpływów. Okres komunizmu zaś to epoka Ceaușescu, który niepodzielnie rządził krajem do roku 1989.

joaca-10Joacă – czyli gra. Sądząc po liczbie salonów gier, rosnących jak grzyby po deszczu w każdym rumuńskim mieście pomyśleć by można, ze narodowym sportem Rumunów jest jednoręki bandyta. Rzeczywistość nie jest jednak tak ponura i sport odgrywa całkiem ważną rolę w życiu Rumunów. Dominuje oczywiście piłka nożna. Najsłynniejszy rumuński piłkarz George Hagi i najbardziej utytułowany klub Steua Bukareszt to uznane w Europie marki. Niestety, przypadający na pierwsza połowę lat 90-tych „złoty wiek” rumuńska piłka ma już za sobą. Podobnie z resztą jak piłka ręczną, wciąż bardzo popularna, jednak raczej ze względu na historyczną dominację w tej dyscyplinie w latach 60-tych i 70-tych. Wśród sportów olimpijskich prym wiedzie gimnastyka. To właśnie z Rumunii pochodzi Nadia Comaneci, która jako pierwsza w historii uzyskała za swój występ perfekcyjną ocenę „10”. Inne sporty przynoszące od lat Rumunii pokaźne żniwo medalowe to wioślarstwo, kajakarstwo, boks, zapasy i lekka atletyka. Współcześnie głównie za sprawą sukcesów Simony Halep odradza się także zainteresowanie tenisem. W parkach, wśród starszych obywateli królują natomiast niepodzielnie szachy.

limba-1Limba – czyli język. Rumuński to chyba jeden z najbardziej kosmopolitycznych języków Europy. Jego początki sięgają czasów kiedy dzisiejsze tereny kraju zamieszkiwał starożytny lud Daków, których język stanowił podstawę współczesnego rumuńskiego. Niewiele jednak lingwistycznych śladów po Dakach przetrwało do dziś, ze względu na podbój ich kraju przez Rzym i przyjęcie przez mieszkańców kultury łacińskiej. I choć w dalszym okresie silne były wpływy języków słowiańskich, tureckiego, węgierskiego i niemieckiego, to język zachował swe łacińskie korzenie i współcześnie ma podobno najwięcej wspólnego z dawną łaciną, ze wszystkich języków romańskich. Co ciekawe, w przeszłości, ze względu na dominację w kraju prawosławia, do zapisu łacińskiego języka używano cyrylicy, co było z lingwistycznego punktu widzenia dość karkołomne. Alfabet zmieniono na „nomen omen” łaciński dopiero w XIX w., zapożyczając wiele słów i pojęć z języka francuskiego. Zatem podczas kursu języka rumuńskiego, w naszym międzynarodowym, erazmusowym gronie ktoś tylko co chwilę z radością wykrzykiwał – „Tak, mamy to słowo w naszym języku!”.

c.d.n.