Po tygodniu spędzonym w stolicy Państwa Środka przyszedł czas na wychylenie się poza znane nam hutongi, stacje metra i uliczne bary. Gdzie można się wybrać przy okazji wizyty w Pekinie? Oczywiście na Wielki Mur!

Wielki Mur. Ponad 2400 km muru obronnego musi robić wrażenie. Długa nitka ciągnąca się przez wzgórza i lasy jest dzisiaj tylko w części oddana do ruchu turystycznego – sami przeszliśmy zaledwie trzykilometrowy odcinek w Mutianyu, który rekomendowany jest dla osób nieznoszących potoku Chińczyków prowadzonych przez przewodników wrzeszczących przez megafony, że teraz czas na siusiu czy zjedzenie banana. Pomysł wzniesienia tak olbrzymiej fortyfikacji narodził się już w VII wieku p.n.e., kiedy my Słowianie, budowaliśmy co najwyżej zamki z piasku. Obecny kształt Wielki Mur zyskał jednak dopiero na przełomie XIV i XV w. za czasów panowania dynastii Ming, która jest odpowiednikiem naszych Jagiellonów. Dzisiejsze cesarstwo komercji wzbogaciło fortyfikację o tor do jazdy na sankach, wyciągi krzesełkowy oraz gondolowy, a także restaurację. O dziwo udało im się to zrobić ze smakiem, ukrywając całość w lesie porastającym okoliczne góry.
Rzecz o targowaniu. Przy okazji powrotu z Mutianyu do Pekinu (ok. 90 km) udało nam się utargować u taksówkarza cenę z 400 do 200 juanów, a jako że jechaliśmy samochodem w piątkę (dogadaliśmy się z dwoma Francuzami), kurs do miasta wyniósł nas zaledwie 40 juanów od osoby (ok. 20 zł). W Chinach uliczni sprzedawcy, straganiarze i taksówkarze nie mają skrupułów, aby oferować produkty i usługi po cenie nawet sześcio-, siedmiokrotnie wyższej. W ulicznych sklepikach i przydrożnych barach zwykle nie ma podanych cen, a właściciel widząc turystę od razu rzuca ofertę „z kosmosu”. Zanim człowiek zdąży zorientować się w cenach poszczególnych produktów mija trochę czasu i dlatego niejednokrotnie daliśmy się już oskubać. Niemniej wiemy teraz, że przeciętna cena za butelkę wody to 1-2 juany (zależnie od miejsca), miska ryżu to zwykle 2 juany, piwo w barze 4-5 juanów, a wypiek przypominający drożdżówkę nie więcej niż 4 juany. Sposoby na zbicie ceny znamy na razie dwa: po pierwsze warto zapytać w języku chińskim (chin. duoszao cien?, pol. ile to kosztuje?) – wówczas możemy zostać potraktowani jako ekspaci mieszkający w Chinach od dłuższego czasu, a po drugie – samemu zaproponować cenę i tym samym zacząć negocjacje z zupełnie innego pułapu.

Przechowalnie bagażu. Nie istnieją. Przez godzinę krążyliśmy wokół stacji metra Dongzhimen pytając ludzi o takowe i każdy rozkładał bezradnie ręce. Zagadywaliśmy nawet po chińsku (polecamy smartfonową aplikację Pleco albo przyspieszony kurs języka chińskiego z native speakerem dzięki platformie Preply), ale jedynie taksówkarz zaofiarował swoją pomoc, że może przechować nam plecaki za 150 juanów (75 zł). W końcu Stan znalazł zamykane szafki w supermarkecie, jednak z uwagi na ich pojemność, musieliśmy rozpakować plecaki, powyciągać stelaże i rozłożyć bagaż w pięciu z nich. Po rzeczy wróciliśmy kilka godzin później, po powrocie z Wielkiego Muru, i okazało się, że dwie szafki odmawiają współpracy nie chcąc się otworzyć. Musieliśmy wołać na pomoc ekspedientki, te po kilku minutach bezowocnego wysiłku przywołały miejscowego majstra, który w końcu rozkręcił szafki i wydostał nasz backpackerski equipment. Całą sytuację bezradnie obserwował Stan, którego plecak utknął w jednej z szafek i którego bielizna i ubrania walały się przy wejściu do sklepu, rozdeptywane przez dostawców i klientów.