John Lovell jest lobbystą, który zarabia na tym, że Amerykanie nie mogą palić marihuany. To jego praca. Lobbuje policję w Sacramento i kieruje strumień federalnych pieniędzy do Kalifornii, aby te były wydawane na walkę z konopnym przemysłem. Zanim jednak przedstawimy dowody tego procederu, umieśćmy postać Lovella i kontrowersyjną sprawę penalizacji weedu w szerszym kontekście.
Obecnie coraz więcej Amerykanów skłania się ku legalizacji marihuany, a do zażywania niedozwolonych substancji przyznało się trzech ostatnich prezydentów państwa. Należy sobie zadać pytanie: czy w USA wciąż jest miejsce na wojnę z narkotykami? Czy istnieje jakikolwiek racjonalny powód, aby setki tysięcy amatorów potu wsadzać za kratki? Racjonalny chyba nie, ale tam, gdzie nakładają się interesy polityków i biznesmenów uczciwość i idealizm schodzą na dalszy plan. Korupcja. Nazywajcie to jak chcecie, ale to właśnie ogromne pieniądze są powodem, dla których palenie jointów jest zakazane. Państwo pozwala zażywać każdą ilość alkoholu i prochów, ale spalenie skręta grozi grzywną bądź więzieniem. Wszystko dlatego, że prohibicja zwyczajnie się opłaca.
Penalizacją zażywania narkotyków jest zainteresowana policja, ponieważ namierzenie nastolatka-palacza nie tylko nabija im statystyki wykrywalności przestępstw, ale przede wszystkim napędza budżet. Dzisiaj w USA jednym z głównych źródeł pieniędzy dla funkcjonujących jednostek policji są państwowe dotacje na walkę z narkotykami. To dzięki tym pieniądzom możliwe jest zatrudnianie dodatkowych policjantów, ich wyposażenie i opłacanie nadgodzin. Tym właśnie zajmuje się John Lovell – pozyskuje federalne dotacje, a przy okazji zwalcza demokratyczne mechanizmy, które wyraźnie opowiadają się za transformacją obecnego systemu.
W 2010 roku Kalifornijczycy rozważali zmianę prawa (Proposition 19) i legalizację marihuany. Weed zostałby obłożony podatkiem i byłby sprzedawany jak alkohol. Mimo że propozycja uzyskała więcej głosów poparcia niż Meg Whitman, kandydat na gubernatora z ramienia republikanów, ostatecznie nie została przez społeczeństwo przyjęta. Na tak zagłosowało 46,5% społeczeństwa. Przeciwnicy legalizacji marihuany przeprowadzili głośną kampanię, podczas której organizowali spotkania, rozwieszali plakaty, a nawet uknuli własną teorię spiskową, w którą wmieszali George’a Sorosa.
Głównym motorem napędowym kampanii był rzecz jasna John Lovell. W wywiadzie dla magazynu „Time” powiedział, że nie poprze Proposition 19, ponieważ „ostatnią rzeczą, jakiej potrzebujemy jest legalizacja kolejnej substancji odurzającej”.
Osobie Lovella i jego zaangażowaniu przyjrzał się serwis „Republic Report”. Jak ustalili dziennikarze, firmy Lovella otrzymały od jednostek policji, ze Związkiem Szefów Policji w Kalifornii na czele, kwotę 386 350 dol. za głoszenie antykonopnych haseł. Trudno oprzeć się wrażeniu, że walka z legalizacją potu nie jest dla biznesmena szczytną ideą, ale próbą bronienia swoich interesów, które oparł na prohibicji weedu.
Krótko po przyjęciu pakietu stymulacyjnego Baracka Obamy, Lovell zaczął kierować strumień pieniędzy podatników do Kalifornii, gdzie miały być one wykorzystywane do walki z narkotykami. Na podstawie dokumentów udostępnionych przez Związek Szefów Policji, dziennikarze „Republic Report” ustalili, że Lovell pomagał lokalnym jednostkom policji pozyskiwać federalne dotacje na zwalczanie niedozwolonych substancji. Jako dowód, dziennikarze przedstawili kopię listu, jaki został wysłany do policji w hrabstwie Lassen, CA:
Na penalizacji marihuany można zarobić olbrzymie pieniądze. Lovell reprezentował związki policyjne w negocjacjach dotyczących kontraktu na „Program Likwidacji Marihuany” (ang. Marijuana Suppression Program) opiewającego na 2,2 mln dol. Z kolei w 2009 i 2010 r. związki policji w Kalifornii ubiegały się o ponad 7,5 mln dol. na „Kampanię Przeciwko Uprawianiu Marihuany”.
Pieniądze przeznaczone na walkę z narkotykami wędrowały wprost do kieszeni policyjnych oficerów. Przykładowo, oddziały policji w hrabstwach Shasta, Siskiyou i Tehama utworzyły „Północnokalifornijski Zespół ds. Likwidacji Marihuany” (ang. Northern California Marijuana Eradication Team), który otrzymał 550 tys. dol. dotacji. Dzięki tym pieniądzom opłacano nadgodziny pracowników, tworzono nowe etaty, a także finansowano przeloty. Z kosztorysu wynika, że biuro szeryfa planowało przeznaczyć 20 tys. dol. na bilety lotnicze, prawie 95 tys. na pensje i premie dla pracowników, ponad 16 tys. na pensję i premię dla asystenta ds. administracji, a blisko 30 tys. dol. na pokrycie 666 nadgodzin.
Federalny biznes, który napędza prohibicja, mógłby upaść, gdyby Proposition 19 została przyjęta przy okazji referendum w listopadzie 2010 roku. A jakie byłyby efekty depenalizacji? Z pewnością miliony dolarów dotychczas wydawane na walkę z amatorami weedu pozostałyby w federalnym bądź stanowym budżecie. Ponadto redukcji uległaby liczba postępowań o zażywanie niedozwolonych substancji, co przełożyłoby się na niższe wydatki na policję.
Należy pamiętać, że środowisko policyjne jest tylko jednym z wielu zainteresowanych utrzymaniem status quo. Tym samym głosem mówi przemysł browarniczy, korporacje alkoholowe oraz związki zawodowe i organizacje zrzeszające strażników więziennych. Howard Wooldridge, emerytowany oficer policji, który walczy o legalizację weedu, zdradził „Republic Report”, że potencjalni konkurenci na rynku używek obawiają się o konkurencyjne ceny nowego produktu.
Tłumaczenie za „Republic Report”