bitnicy - złote pokolenie Ameryki

Bitnicy: Krótka historia złotego pokolenia Ameryki

Gdybym mógł wybrać miejsce i czas na ziemi, w którym przyszłoby mi żyć, wskazałbym lata 50. w San Francisco. Nie ominąłby mnie odczyt „Skowytu” Allena Ginsberga w Six Gallery, podróże Jacka Kerouaca czy narkotykowe tripy Williama S. Burroughsa. Czas wolny spędzałbym w księgarni City Lights Bookstore, gdzie spotykali się bitnicy i artystyczna bohema. Wsłuchiwałbym się w muzykę Charliego „Birda” Parkera pijąc wino i paląc jointy z największymi nonkonformistami ówczesnego światka literackiego.

Skąd wzięli się bitnicy?

Choć za narodziny ruchu bitników uważa się pierwszy publiczny odczyt wiersza „Skowyt” Allena Ginsberga podczas read-session w Six Gallery 6 października 1955 r., ruch beat generation zaczął kształtować się dużo wcześniej i wcale nie w San Francisco, a w Nowym Jorku. W połowie lat 40., w murach elitarnego Uniwersytetu Columbia położonego w samym centrum Manhattanu (spośród absolwentów można wymienić prezydenta Franklina D. Roosevelta czy dziennikarza Huntera S. Thompsona), doszło do spotkania czwórki studentów, których szybko połączyło zamiłowanie do sztuki i pragnienie wolności. Połączyło na tyle mocno, że zdołali wyrwać Amerykę z powojennego odrętwienia i apatii, ale niewystarczająco silnie, aby zaznaczyć swoją odrębność na tle innych kształtujących się ruchów kontrkulturowych, z hippisowskim na czele. Tę czwórkę stworzyli Jack Kerouac, Allen Ginsberg, Neal Cassady i William S. Burroughs.

Według jednej z koncepcji socjologicznych, po pokoleniu budowniczych nadchodzi pokolenie tułaczy. Pokolenie budowniczych charakteryzuje stateczność i zdyscyplinowanie, a jego celem jest zapewnienie przyzwoitego życia swoim potomkom. Ich przeciwieństwem jest pokolenie tułaczy, które dorastając w dobrobycie i harmonii, zaczyna poszukiwać nowych doznań; nie zaprząta sobie głowy przyszłością, skupiając się na tym co jest tu i teraz. Hedoniści i indywidualiści, których życiową dewizą jest carpe diem. Wykształceni, chcą być następnym Arthurem Rimbaudem, bez zawahania sięgają po narkotyki, jeżeli podróżują to tylko w nieznane. Można powiedzieć, że bitnicy nie byli nadzwyczajną generacją – i wcześniej i później wiele pokoleń mówiło tym samym głosem. Niemniej to właśnie bitnicy przyczynili się do renesansu San Francisco i tchnęli w niego ducha bohemy.

Jack Kerouac był najsłynniejszym z bitnikówPrzymiotnik beat oznaczał pierwotnie pobitego, zmęczonego, jednak Jack Kerouac, który po raz pierwszy użył tego sformułowania opisując środowisko artystów przełomu lat 40. i 50., rozwinął go nadając mu zarazem zgoła inny sens – beatific (uszczęśliwiony) oraz upbeat (optymistyczny). Ta niejednoznaczność doskonale oddaje istotę ruchu bitnikowskiego – z jednej strony zmęczonego społecznymi konwenansami i polityczną psychozą (czasy makkartyzmu, kiedy to Amerykanie żyli w obawie przed komunistyczną inwigilacją), a z drugiej podchodzącego do życia z optymizmem i poszukującego własnej recepty na szczęście.

Tym co wyróżnia bitników na tle innych literackich nurtów jest jego liczebność. Beat generation tworzyła zaledwie garstka artystów – wszystkich można by pomieścić w jednym barze i poznać w ciągu zaledwie jednego wieczora. Mimo tego, potrafili swoimi piórami obudzić Amerykę i zapoczątkować głębokie zmiany w mentalności kolejnych pokoleń. Najmłodszy z bitników, urodzony w latach 30. Gregory Corso, powiedział, że głos trzech pisarzy nigdy nie będzie głosem całego pokolenia i nie pomylił się – ruch beat generation, który wykrystalizował się w latach 50., został łatwo wyparty przez chwytliwe hasła dzieci kwiatów już na początku następnej dekady. Mało tego, tak zagorzali bitnicy jak Allen Ginsberg, już zaangażowali się w walkę o pokój na świecie i aktywnie uczestniczyli w manifestacjach przeciwko amerykańskiej interwencji w Wietnamie. Notabene przyjęcie przez Ginsberga hippisowskich ideałów było końcem jego znajomości z Jackiem Kerouacem, który skomentował jego postawę słowami: Żydzi robią to na złość [Ameryce – przyp. aut.], a cała ta wojna jest tylko kolejnym usprawiedliwieniem ich zachowania.

Choć bitnicy uczęszczali często do elitarnych uczelni, wielu z nich miało kryminalną przeszłość. William S. Burroughs jeszcze w latach 40. był aktywną postacią przestępczego podziemia Nowego Jorku. Wspólnie z Herbertem Huncke (również poetą związanym z ruchem beat generation) kradł m.in. opiaty, przez co zresztą sam popadł w uzależnienie. W 1949 r. ten sam Huncke został zatrzymany, tym razem z Allenem Ginsbergiem, w samochodzie wypełnionym po brzegi kradzionymi przedmiotami. Ginsberg próbował uciekać przed ręką sprawiedliwości zasłaniając się w sądzie chorobą psychiczną i ostatecznie został skazany pobyt w szpitalu psychiatrycznym Bellevue, gdzie spędził 90 dni. Właśnie tam poznał pisarza Carla Solomona, który był poddawany terapii elektrowstrząsowej. Epizod ten stał się jednym z głównych tematów największego dzieła Ginsberga – wiersza „Skowyt” zadedykowanego nikomu innemu, jak właśnie Solomonowi.

Co czytali bitnicy
Jakie książki czytali bitnicy? Oto ulubione lektury Jacka Kerouaca, Allena Ginsberga oraz Williama S. Burroughsa.

Neal Cassady – bitnikowska muza

Bitnicy słynęli z obyczajowej rozwiązłościPomimo że „Skowyt” został poświęcony Solomonowi, za najbliższego przyjaciela Ginsberga należy uznać Neala Cassady’ego. Urodzony w Salt Lake City, wychowany przez ojca alkoholika, Cassady nigdy nie podjął studiów. Nie przeszkodziło mu to jednak w zostaniu jedną z ikon ruchu beat generation. W środowisko artystyczne wprowadził go poznany w 1947 r. Allen Ginsberg. Pod jego okiem Cassady zaczął tworzyć własne wiersze i szybko wypracował własny styl charakteryzujący się spontanicznością, zbliżony nieco do techniki strumienia świadomości. W 1951 r. Cassady zadebiutował tomikiem „Pull My Daisy” napisanym wraz z Jackiem Kerouacem. Ten ostatni pozostając pod wrażeniem pióra Cassady’ego (szczególnie listów, które ten pisał do przyjaciół), postanowił zaadoptować jego styl przy tworzeniu bitnikowskiego pomnika – powieści „W drodze”, a jedna z głównych postaci książki – Dean Moriarty – jest literackim odpowiednikiem Cassady’ego.

Cassady fascynował również Ginsberga – do tego stopnia, że między artystami zrodził się romans. Dla tego pierwszego był to prawdopodobnie pierwszy homoseksualny epizod w życiu. Co ciekawe, to właśnie podczas pobytu u Neala Cassady’ego w 1954 r., Ginsberg spotkał Petera Orlovsky’ego, z którym spędził następne 40 lat życia. Związek z Orlovskym zaowocował m.in. powstaniem „Skowytu”, bodaj najważniejszego bitnikowskiego dzieła obok powieści „W drodze”. Pierwszy publiczny odczyt wiersza Ginsberga odbył się 6 października 1955 r. w Six Gallery w San Francisco – dzisiaj datę tę uważa się za narodziny ruchu beat generation.

Przy okazji przełomowej read-session w San Francisco Ginsberg zaprezentował tylko początek „Skowytu”, jednak wystarczyło to, aby ukraść wieczór i trafić na pierwsze strony amerykańskich magazynów kulturalnych. Ginsberg, który nigdy wcześniej nie publikował swoich prac, ba, nie uczestniczył nawet w odczytach poezji, zszokował widownię podjętą tematyką i wulgarnym językiem. Wśród słuchaczy był m.in. Lawrence Ferlinghetti, właściciel lokalnego domu wydawniczego, a zarazem księgarni City Lights Bookstore, który zaoferował publikację wierszy Ginsberga. Tomik „Skowyt i inne wiersze” trafił na półki w listopadzie 1956 r. i okazał się windą do sławy zarówno dla autora, jak i wydawcy.

W 1957 r. publikacja „Skowytu” odbiła się Ferlinghettiemu czkawką, kiedy to menedżer jednej z jego księgarni w San Francisco został aresztowany pod zarzutem rozpowszechniania obscenicznych treści. Takie same zarzuty postawiono Ferlinghettiemu, a sąd wycenił przewinienie na 6 miesięcy pozbawienia wolności i grzywnę w wysokości 500 dolarów Problemów z prawem nie miał natomiast Ginsberg, który przebywał wówczas w Tangerze (Maroko). Nietrudno się domyślić, że skandal wokół City Lights Bookstore przyczynił się do wzrostu sprzedaży dzieł Ginsberga. W rok po skandalu liczba wydrukowanych egzemplarzy sięgnęła 20 tys., z kolei dzisiaj przekroczyła już milion. Sama księgarnia stała się głównym miejscem spotkań artystycznej bohemy, a obecnie jest również jedną z atrakcji turystycznych.

Jack Kerouac – król bitników?

Premiera „Skowytu” zbiegła się w czasie z publikacją „W drodze” Jacka Kerouaca. Powieść, która powstała w trakcie 20-dniowego transu alkoholowo-narkotykowego została okrzyknięta przez krytyków The New York Times głosem nowej generacji i szybko zyskała status kultowej w kręgach artystycznych. „W drodze” było inspiracją m.in. dla Jima Morrisona, Boba Dylana czy Huntera S. Thompsona. Przytłoczony sukcesem książki Kerouac przeprowadził się w 1957 r. na Florydę i jeszcze w tym samym roku ukończył swoją kolejną powieść – „Włóczędzy Dharmy”, której napisanie zajęło mu niecałe dwa tygodnie. Podobnie, jak przy okazji tworzenia poprzedniej książki, Kerouac używał do pisania trzymetrowych rolek papieru, aby nie wytrącać się ze stanu, jaki osiągał podczas przekuwania myśli w słowa. Co ciekawe, choć Kerouaca nazywano królem bitników, on sam odcinał się od tego. Podczas jednego z wywiadów telewizyjnych, oświadczył reporterowi: nie jestem bitnikiem, jestem katolikiem, pokazując przy tym namalowany własnoręcznie portret papieża Pawła VI. W kręgu jego zainteresowań znalazły się również inne religie z buddyzmem na czele, który nie tylko praktykował, ale i poświęcił mu wiele miejsca w swoich powieściach.

Jednym z powodów tak głębokiego zainteresowania światem duchowym mogła być choroba psychiczna – Kerouacowi zdiagnozowano w młodości schorzenie Dementia praecox objawiające się wycofaniem z życia zewnętrznego i skupieniu się na swoim wnętrzu. Ponadto został zwolniony z służby wojskowej, po tym jak lekarz stwierdził u niego osobowość schizoidalną. Nie bez wpływu na jego zdrowie pozostał również tryb życia, jaki prowadził – wśród bitników używki były na porządku dziennym, zaś sam autor „W drodze” przed długi okres pozostawał uzależniony od alkoholu. Król bitników zmarł w 1969 r. w wieku 47 lat, a przyczyną śmierci był wylew wewnętrzny spowodowany marskością wątroby.

Jak na ironię, William S. Burroughs, który na różnych etapach swojego życia pozostawał uzależniony od większości znanych wówczas środków odurzających, zmarł dopiero w wieku 83 lat w wyniku komplikacji po zawale. Dzieło jego życia, powieść „Nagi Lunch”, także powstawało pod wpływem narkotycznych wizji, co w połączeniu z zastosowaną przez autora techniką strumienia świadomości uczyniło utwór niezwykle ciężkim w odbiorze. Publikacji kontrowersyjnego dzieła odmówił nawet City Lights Books, wydawca „Skowytu” Ginsberga. Ostatecznie powieść trafiła na półki księgarń w 1959 r. nakładem francusko-amerykańskiej oficyny Olympia Press. Książka szybko zyskała status must-read zarówno w Europie, jak i w USA. Podejmowane w niej tematy narkotyków i homoseksualizmu spowodowały jednakże interwencję władz stanowych najpierw w Massachusetts (1966 r.), a następnie w kolejnych stanach Ameryki. W rezultacie rozpowszechnianie „Nagiego Lunchu” zostało zakazane. Inaczej po drugiej stronie Oceanu, gdzie zresztą Burroughs się później przeprowadził. Pisarz na przełomie lat 60. i 70. spędził ponad 10 lat w Londynie. Notabene, głównym powodem jego wyjazdu na Wyspy Brytyjskie była osoba Dr. Denta, światowej sławy lekarza specjalizującego się w leczeniu uzależnień (Burroughs próbował wyrwać się z heroinowego ciągu).

Dzisiaj bitnicy wracają do łask. Na półkach księgarń pojawia się coraz więcej powieści Kerouaca czy Burroughsa, w Hollywood powstaje właśnie ekranizacja legendarnego „W drodze”, a kolejni pisarze, jak chociażby Haruki Murakami, przyznają się do swoich bitnikowskich inspiracji. Młode pokolenie, które obecnie dorasta w dobrobycie i cieszy się beztroskim życiem niebawem odkryje wiersze Ginsberga, listy Cassady’ego czy nowele Solomona i wyruszy w świat poszukując swojego miejsca poza konsumpcyjnym społeczeństwem. Kto wie, może będziesz jednym ze współczesnych bitników?