W rumuńskie góry Bucegi ruszyłem w poszukiwaniu nadprzyrodzonych zjawisk, olbrzymów i podziemnej cywilizacji. I Bukowe Góry odkryły przede mną swe tajemnice, jednak zupełnie nie tam gdzie się ich spodziewałem.
Z archiwum B
Jest rok 1993, w rejonie podgórskiego miasta Busteni dochodzi do serii pomniejszych trzęsień ziemi. W Rumunii wstrząsy nie są jednak niczym nadzwyczajnym. Sam Bukareszt z regularnością szwajcarskiego zegarka niszczony jest przez nie co kilkadziesiąt lat. Jednak tutaj, na wapienno-piaskowym podłożu, zaskakują one wszystkich. Traian Trufin – geolog mieszkający w Busteni tak wspomina te wydarzenia: „Byłem akurat wtedy w kopalni, gdy usłyszałem dudnienie i poczułem chaotyczne ruchy ziemi. Zupełnie inne niż wstrząsy sejsmiczne”. To niecodzienne zjawisko stanowiło jednak zaledwie preludium kolejnych, jeszcze bardziej osobliwych wydarzeń. Przy okazji ruchów ziemi cała okolica utonęła bowiem w specyficznej woni – podobnej do zapachu gazu. Od tego momentu blisko 20 osób mieszkających na południu miasteczka przez dwa tygodnie nie zmrużyło oka. Niezależnie od wieku i stanu zdrowia ludzie zwyczajnie przestali spać, nie odczuwali jednak z tego powodu zmęczenia. Wręcz przeciwnie – w ciągu nocy miewali niespodziewane wybuchy euforii.
W rok po tych wydarzeniach do położonych u podnóża gór Bucegi mieścin Sinaia, Busteni i Azuga wstrząsy powróciły. Niezbyt silne, jednak wyjątkowo regularne. Pojawiały się codziennie o 15.00 i 20.00. Naukowcy poszukujący źródeł trzęsień byli bezradni. Obszar, na którym występowały był bowiem zbyt mały, by powiązać je z aktywnością sejsmiczną. W rejonie gór nie prowadzono również żadnych prac wydobywczych, które mogłyby powodować tąpnięcia. Dla mieszkańców sytuacja była, delikatne mówiąc, kłopotliwa – pękające ściany i walące się od czasu do czasu kominy utrudniały codzienne życie. Problem jednak rozwiązał się sam. Wstrząsy ustąpiły tak nagle jak się pojawiły, jednak dopiero po trzech latach.
Trzęsienia ziemi w rejonie Bucegi są jedynie wierzchołkiem góry lodowej. Przez lata zaobserwowano tutaj wiele niewytłumaczalnych zjawisk, które obrosły w legendy. Takie jak historia ludzi naładowanych energią płynącą z gór do tego stopnia, że w kontakcie z innymi osobami i przedmiotami raziły one prądem czy wręcz parzyły. Kiedy indziej na niebie nad Busteni pojawiła się tęcza, choć od kilku dni na miasto nie spadła nawet kropla deszczu. Dowodem tego, że Bucegi fascynowały ludzi od dziesięcioleci jest historia „źródła nieśmiertelności”, z którego według ludowych podań, pijać miał dacki bóg Zamolksis. Badania cudownej wody, przeprowadzone w latach 1927-1935 przez rumuńskich i francuskich naukowców, wykazały, że nie ma w niej praktycznie żadnych bakterii, co stanowi ewenement na skalę światową. Dziś wiemy, że wyjątkowe właściwości wody są zasługą zasilania źródła przez podziemne jezioro. A to tylko jedna ze skrywanych pod ziemią tajemnic…
Podróż do wnętrza ziemi
W dziesięć lat po wydarzeniach opisanych powyżej, w rejonie Bucegi dokonano elektryzującego odkrycia. Amerykańskie satelity „skanujące” góry natrafiły na sieć korytarzy i pomieszczeń, do których wejście blokowało swego rodzaju pole siłowe. Znajdowały się one niemal dokładnie pod słynnym Sfinksem – skałą kształtem przypominającą ludzką twarz. Informacja ta wywołała międzynarodowy kryzys dyplomatyczny. Tajemnice skrywane we wnętrzu gór mogły bowiem zachwiać porządkiem znanego nam świata. By powstrzymać władze Rumunii przed ujawnieniem systemu podziemnych korytarzy, Amerykanie zgodzili się w przyspieszonym tempie przyjąć kraj do NATO, Watykan zaś udostępnił część swoich archiwów. Jakież niewygodne fakty skłonić mogły do takich ustępstw?
To co odnaleziono w podziemnej komnacie z pewnością nie było dziełem ludzkich rąk. Stanowiła ona swoistą skarbnicę wiedzy, nagromadzonej przez obcą nam cywilizację. W holograficznym przekazie zawarte były informacje wyprzedzające prowadzone obecnie badania o setki lat. Hologramy sięgały również w głąb mrocznej historii ludzkości i przedstawiały ją w sposób zupełnie odmienny od tego znanego nam ze szkoły. Najbardziej intrygujące okazały się jednak trzy tunele rzekomo prowadzące do Egiptu, Tybetu i do wnętrza ziemi.
Któż stworzył te imponujące konstrukcje? Jaka cywilizacja, na wiele tysiącleci przed nami osiągnęła niedostępny dla nas nawet dziś poziom rozwoju? Nienaturalnie duże rozmiary komnaty i przedmiotów w niej zawartych stanowią kolejny znak zapytania. Czyżby przed nami żyła na Ziemi wysoko rozwinięta rasa olbrzymów? Jakie relacje łączyły ją ze starożytnymi ludami? Czy może to właśnie olbrzymi, a nie Egipcjanie są architektami piramid? Na te i inne pytania odpowiedzi szuka Radu Cinamar, kreślący w swych książkach (Transilvanian Sunrise, Transilvanian Moonrise i Mystery of Egypt – The First Tunnel) (nie)prawdopodobny scenariusz zdarzeń z 2003 roku. Ile w historii tej faktów, a ile fikcji literackiej, wie tylko sam autor.
A ja na to jak na lato
Jakie podejście do wszystkich tych spraw mają Rumuni? Delikatnie mówiąc – sceptyczne. Znamienne są tutaj słowa mojego rumuńskiego przyjaciela Valentina. Mieszka on w Ploiesti, położonym zaledwie 70 km od Bucegi i jako zapalony kolarz, zjeździł tamtejsze górskie szlaki wzdłuż i wszerz wielokrotnie. Zapytany o tunele, uciął szybko wszelką dyskusję stwierdzeniem: „bajeczki”. Mimo to nie pozwala mi on wyjechać za swojego kraju bez odwiedzenia Bucegi. Bo to, że Rumuni nie wierzą w mistycyzm tych gór, nie oznacza wcale, że ich nie kochają. Wręcz przeciwnie, w końcu to właśnie tamtejszy Sfinks zdobił przed denominacją rewers banknotu 5000 lei. Również jedno z rumuńskich piw wzięło swoją nazwę od gór Bucegi, a jego logo stał się nie kto inny, jak Sfinks we własnej osobie. Piękno tych okolic urzekło również rumuńskich monarchów, którzy u podnóża Bucegi wznieśli swoją letnia rezydencję – Pałac Peles. Na północnych stokach gór, w miejscowości Bran, znajduje się natomiast inna słynna budowla – zamek uchodzący za siedzibę hrabiego Draculi.
Jak widać nawet bez swej mistycznej otoczki góry Bucegi mają wiele do zaoferowania. Dogodne położenie, pomiędzy Braszowem i Bukaresztem, i świeżo wyremontowana linia kolejowa sprawiają, że dojazd jest bajecznie prosty i jak na rumuńskie warunki całkiem szybki. Na miejscu nie ma problemów z noclegiem. Ani u podnóża gór, ani w ich wyższych partiach. Znajdziemy tu zarówno eleganckie wielogwiazdkowe rezydencje, jak i drewniane chaty (cabany), gdzie spędzimy noc na drewnianej pryczy, zawinięci w filcowy pled. Znajdą tu coś dla siebie amatorzy ostrej wspinaczki – szlaki o przewyższeniu sięgającym 1800 m, a także „niedzielni turyści”, zdobywający szczyty w wagonikach kolejki gondolowej.
Fenomeny przyrody
Jakie nagrody czekają na nas po pokonaniu stromych zboczy? Przede wszystkim wspaniałe krajobrazy. Górne partie Bucegi to ogromny trawiasty płaskowyż, a więc widok rzadko spotykany na wysokości 2000 m n.p.m. Teren ten z rzadka porastają jałowce, a w maju i czerwcu, gdy zakwita rododendron, łąki przyjmują odcień łagodnego różu. Wysokogórska równina jest wymarzonym miejscem dla pasterzy, dlatego podczas wędrówki natkniemy się nieraz na stada owiec, krów i kóz. Uważny obserwator dojrzy też hasające radośnie po stoku kozice, kryjącego się w zaroślach lisa czy wypatrującego z norki pomiędzy kamieniami świstaka. Nikomu natomiast nie życzę bliskiego spotkania z niedźwiedziem brunatnym, którego populacja w Rumunii jest największa w Europie.
Fenomenalny widok na dolinę Prahovy, a dalej na góry Baiului rozpościera się ze szczytu Caraiman (2384 m n.p.m.), gdzie wzniesiono monument – Krzyż Bohaterów, upamiętniający żołnierzy rumuńskich poległych w czasie I wojny światowej. Wspinając się od strony Sinai, po zmroku obserwować możemy rozświetloną dolinę, a przy odrobinie szczęścia i dobrej pogodzie powinniśmy też dostrzec w oddali światła Ploiesti i Bukaresztu. Wędrując przez Bucegi natrafimy również na nieco mniej imponujące jednak niewątpliwie osobliwe konstrukcje. Gdzieś pośród jałowcowych lasów usytuowany został bowiem lekkoatletyczny stadion. W oddali zaś widać szczyt Costila (2492 m n.p.m.), gdzie ktoś dowcipny wybudował wieżę telewizyjną w kształcie biało-czerwonej rakiety. W centrum masywu, nad trawiastym płaskowyżem górują jednak skalne grzyby (Babele) i Sfinks – prawdziwe symbole gór.
Żaden prawdziwy turysta nie zadowoli się jedynie zdjęciem ze Sfinksem. Najbardziej wytrwałym piechurom przez myśl nawet nie przejdzie opuszczenie Bucegi bez zdobycia ich najwyższego szczytu – Omu (2507 m n.p.m.). W porównaniu z wcześniejszymi odcinkami, podejście nie jest zbyt wymagające. Niestety na górze rzadko kiedy przez grubą warstwę chmur przebija się słońce, jednak przy odrobinie szczęścia natrafić można na przejaśnienia, kiedy oczom ukazują się okoliczne pasma i rozdzielające je doliny. Moment, w którym wiatr rozwiewa obłoki i pozwala promieniom słonecznym rozświetlić zamglone szczyty daje wyobrażenie o tym jak mogłoby wyglądać niebo. Jeżeli mamy naprawdę dużo szczęścia, natrafimy tu także na „morze mgieł”, przelewające się przez przełęcze i granie. Czasem też górski krajobraz okraszony zostaje barwną tęczą. Wszystkie te cuda natury podziwiać można natomiast zza szyb znajdującego się na Omu schroniska – położonego najwyżej w całych Karpatach.
Mistycyzm natury
Co tak naprawdę przyciąga w Bucegi? Dlaczego, zapytany o największe atrakcje swego kraju Rumun bez ogródek wymieni je na równi z deltą Dunaju, malowniczymi wsiami Marmaroszu czy barwnymi monastyrami Bukowiny? Choć wątpliwym jest, by we wnętrzu gór jakaś pradawna cywilizacja ukryła dla ludzi przesłanie, to maszerując pośród szczytów Bucegi bardzo klarowna jest wiadomość, jaką chce nam przekazać matka natura. Czuć tu bowiem niezwykłą moc. Tajemniczą siłę zaklętą w Sfinksie spoglądającym na świat niezmiennie od tysiącleci. W ostatnich promieniach słońca, które za chwilę skryje się za wyszczerbioną linią szczytów. W światłach miast, ciągnących się wzdłuż doliny rzeźbionej od wieków wartkim nurtem rzeki Prahovy. Taka jest moc natury, jej magia i siła, warta więcej niż cała wiedza naszej i każdej innej cywilizacji.