Chińska fascynacja zachodem jest nie mniejsza niż nasza wschodem. W pewnych momentach przybiera ona jednak formę nieco karykaturalną, a sprawy, które są dla nas czymś tak oczywistym, jak śnieg zimą i upał latem, dla Chińczyka mogą stanowić nie lada sensację. Przekonałem się o tym na własnej skórze (dosłownie) w Chengdu.
Przechadzaliśmy się właśnie główną ulica miasta szukając jak najtańszego suszonego mięsa, które chcieliśmy zabrać do Polski dla znajomych. W poszukiwaniach swych zabrnęliśmy, aż do dzielnicy zamieszkiwanej przez tybetańskich emigrantów, wśród których łatwo natknąć się na znanych nam dobrze z charakterystycznych pomarańczowych strojów mnichów. Jako, że po drodze minęliśmy już paru uważnie się nam przyglądających i kłaniających się jegomościów, ten „któryś z kolei” nie budził już takiego zainteresowania. Niestety brak zainteresowania nie był uczuciem odwzajemnionym. Gdy tylko Łukasz wszedł do sklepu (był on zbyt mały byśmy obaj zmieścili się tam z plecakami, więc czekałem przed), mnich skorzystał z okazji. Żwawym krokiem podszedł do mnie i podał mi rękę. Byłem nieco zaskoczony, gdyż jak dotąd, żaden mnich nie witał się ze mną w tak „zachodni” sposób. Ogólnie unikali oni kontaktu fizycznego. Ten jednak był inny niż wszyscy. Gdy tylko chwycił moja dłoń zrozumiałem, ze nie zamierza jej puścić. Zaczął za to wykręcać ją na wszystkie strony i bacznie się jej przyglądać. W tym momencie zacząłem zastanawiać się, czy przed wyjazdem nie czytałem przypadkiem czegoś o homoseksualnych skłonnościach buddyjskich mnichów. Druga myśl była taka, że na pewno chce mi on coś wywróżyć i zaraz zacznie prosić o zapłatę. Jako, że pochodzę z Poznania ta finansowa argumentacja znacznie dobitniej przemówiła mi do wyobraźni i subtelnym aczkolwiek zdecydowanym ruchem spróbowałem uwolnić się z uścisku Tybetańczyka. Nic z tego. Gdy tylko poczuł on mój ruch wykonał gest, po którym po prostu zdębiałem – zaczął gładzić mnie po ręce. W tym momencie zrozumiałem w czym rzecz i ogarnął mnie taki śmiech, że nawet sam mnich, który z początku śmiał się razem ze mną speszył się nieco i puścił moja dłoń. Na odchodne okazał mi tylko szacunek gestem wyciągniętego kciuka i ruszył kontynuować swoją „pielgrzymkę” ulicami Chengdu. Całej sytuacji przyglądał się zza sklepowej witryny Łukasz. Gdy tylko mnich poszedł sobie, wyłonił się on ze sklepu z nietęga miną.
– No ładnie. Mógłby mnie tu poćwiartować, a ty byś sobie w tym czasie wołowinę próbował. – żachnąłem się, macając, czy wszystko w porządku z moją ręką.
– Ejj. Czego on od ciebie właściwie chciał? – zapytał łamiącym się głosem Łukasz.
– Jak to czego? Chciał mi pogratulować owłosionych rąk i… – chciałem kontynuować, ale Łukasz zaczął krztusić się ze śmiechu, więc i ja nie potrafiłem zachować powagi.
***
O tej i o wielu innych przygodach, które spotkały nas w Państwie Środka przeczytacie w najnowszej książce, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Akademickiego Dialog. „Chiny od A do Z. Państwo Środka na każdą kieszeń” to zbiór informacji, ciekawostek i anegdot zasłyszanych i podpatrzonych podczas naszej podróży. Książka zawiera ponadto garść informacji praktycznych, które każdemu, kto wybiera się do Chin pozwoli zaoszczędzić wiele nerwów, czasu i pieniędzy. Książka do kupienia w dobrych księgarniach oraz poprzez stronę wydawnictwa.