Może nie każdy lubi podróżować – nocować pod namiotem, gubić się w miastach czy moknąć w górach – ale każdy lubi oglądać filmy drogi. Niebawem naszą codzienność zachlapie jesienna szaruga, dlatego proponujemy Wam ranking naszych ulubionych obrazów – abyście nie nudzili się w deszczowe wieczory!
Easy rider (reż. Dennis Hopper). Klasyk nad klasykami, który mimo prawie czterdziestu lat na karku, wciąż deklasuje klimatem, na który składają się: rzeczywistość Ameryki lat sześćdziesiątych z hippisami i Mardi Gras, rockowa muzyka z nieśmiertelnym „Born to be wild” na czele, a także aktorski warsztat Dennisa Hoppera, Petera Fondy i Jacka Nicholsona. Ten ostatni, choć pojawia się tylko epizodycznie, kradnie każdą chwilę, w której jest na ekranie. Fabuła jest prosta – dwóch motocyklistów podróżuje z Kalifornii na Florydę z kiesami wypełnionymi kokainą. Po drodze spotykają całą plejadę postaci charakterystycznych dla Ameryki sprzed pół wieku – od butnych biznesmenów, przez hipisów, aż po rednecków. Co z tego wyniknie? Przekonajcie się sami. Choć film powstawał w przydomowym warsztacie, zdobył główną nagrodę w Cannes w 1969 roku, a także zgarnął cały szereg nominacji do Oscarów.
Ocena: 5/5
Zobacz zwiastun na Youtube
Zobacz profil filmu w IMDB
Into the wild (reż. Sean Penn). Choć jest to film z 2007 roku, można śmiało powiedzieć, że już jest klasykiem. Sean Penn przeniósł na taśmę filmową dziennikarskie dochodzenie Jona Krakauera i jak na wielkich ludzi kina przystało, nie zawahał się okroić książkowy pierwowzór do potrzeb srebrnego ekranu. Historia Chrisa McCandlessa, absolwenta czołowego uniwersytetu, który rzuca wszystko, co dotychczas osiągnął i wyrusza przed siebie w poszukiwaniu sensu życia. Największą siłą filmu jest jego wiarygodność – Chris jest prawdziwą postacią, która po sportretowaniu przez Krakauera, a później Penna inspiruje kolejne pokolenia nie tyle podróżników, co po prostu zwyczajnych ludzi, którzy buntują się przeciw pogoni za pieniędzmi, społecznym i ekonomicznym nierównościom. W główną rolę świetnie wczuł się Emile Hirsch, który po współpracy z Pennem (wystąpił również w Obywatelu Milku) zaginął w odmętach Hollywoodu. Aha, i jeszcze jedno – „Into the wild” jest przykładem filmu, który nie psuje przyjemności z późniejszej lektury książki, a wszystko za sprawą drugiego wątku – ekstremalnych wyczynów Krakauera – które znajdziemy w książkowym pierwowzorze.
Ocena: 5/5
Zobacz zwiastun na Youtube
Zobacz profil filmu w IMDB
Tamten świat samobójców (reż. Goran Dukić). Film, którego siła tkwi w zgrabnym scenariuszu opartym na opowiadaniu „Kolonie Knellera” popularnego izraelskiego pisarza Etgara Kereta. Już sam koncept – rozgrywanie akcji w świecie, do którego po udanej próbie trafiają samobójcy – intryguje, a zarazem jest istną kopalnią absurdalnych sytuacji. Główną osią fabuły jest poszukiwanie przez trzydziestoletniego Zię swojej byłej narzeczonej, która podobno też popełniła samobójstwo i wałęsa się gdzieś po tym alternatywnym świecie – usłyszawszy o tym, Zia wsiada w samochód i wraz z kumplem, a później również przypadkową autostopowiczką, przemierzają bezdroża tamtego świata samobójców (w tej roli amerykańskie bezdroża Teksasu i Arizony). Klimat dopełnia świetnie dobrana muzyka, z fantastycznym kawałkiem Gogola Bordello „Through the roof 'n’ underground”. Choć nie jest to wybitne kino – ani pod względem scenariuszowym, ani aktorskim – jest to film, na którym rozchmurzy się nawet największy smutas. Gdybym miał zrecenzować go w jednym zdaniu, napisałbym: „Zach Braff w wydaniu gatunkowym, czyli wtłoczony w schemat, ale wciąż z właściwą sobie iskrą.”
Ocena: 3,5/5
Zobacz zwiastun na Youtube
Zobacz profil filmu w IMDB
Inaczej niż w raju (reż. Jim Jarmusch). Historia o tyle nam Polakom bliska, że główna bohaterka Eva jest nastolatką zza żelaznej kurtyny (a konkretnie z Węgier). Po przyjeździe do Stanów Zjednoczonych lat 80. Dziewczyna przeżywa rozczarowanie światem, który miał okazać się lepszy. Widząc jej żmudną pracę w budce z hot-dogami, jej kuzyn stwierdza w pewnym momencie: „To zabawne, że przyjechałaś, żeby poznać coś nowego, a tutaj jest tak samo”. W końcu wraz z nim i jego kumplem wyruszają w podróż z Cleveland na Florydę, w trakcie której Jarmusch odsłania przed Evą kolejne ciemne oblicza Ameryki – hazard czy narkotyki. W warstwie wizualnej i warsztatowej film jest bardzo surowy, ale dzięki temu tylko zyskuje, przede wszystkim na wiarygodności. Warto dodać, że Jarmusch zdobył z tym obrazem nagrodę dla najlepszego debiutu w Cannes w 1984 roku.
Ocena: 4,5/5
Zobacz zwiastun na Youtube
Zobacz profil filmu w IMDB
Truposz (reż. Jim Jarmusch). Motyw drogi jest jednym z najczęściej wykorzystywanych schematów przez amerykańskiego filmowca i trzeba mu oddać, że potrafi to robić jak mało kto. „Truposz” jest filmem ucieczki osadzonym w westernowym klimacie – główny bohater, w którego wcielił się Johnny Depp, w wyniku nieporozumienia jest zmuszony ukrywać się przed prawem, ponieważ za jego głowę wyznaczono niemałą nagrodę. Pomaga mu w tym bezimienny Indianin, którego spotyka na początku filmu. Fabuła jest w tym przypadku tylko pretekstem do pokazania indiańskiej kultury, którą Jarmusch sportretował wyjątkowo wiernie – rdzenni mieszkańcy Ameryki zauważyli, że reżyser poczynił rozróżnienia między poszczególnymi plemionami, a część z dialogów pozostawił w indiańskich dialektach. „Truposz” dość przewrotnie pokazuje również tragiczne losy Indian, ale w tym przypadku to główny bohater, gringo Blake, a nie czerwonoskóry kompan, jest obiektem obławy. Film okazał się finansową klapą, ale to w końcu Jarmusch – on nie patrzy na box office, on kombinuje, jak zaskoczyć widza. Kino drogi w najlepszym wydaniu.
Ocena: 4,5/5
Zobacz zwiastun na Youtube
Zobacz profil filmu w IMDB
Blue Highway (reż. Kyle Smith). O czym właściwie jest ten film? Z takim pytaniem, łomoczącym gdzieś z tyłu głowy, opuszczałem kinową salę po seansie w ramach tegorocznego Transatlantyku. Para przyjaciół wyrusza wszak w podroż przez Stany Zjednoczone szlakiem miejsc ze swoich ulubionych filmów. Po drodze robią to co za zwyczaj w takich sytuacjach się robi – rozmawiają, słuchają muzyki, kłócą się, godzą. Postoje w zapomnianych przez Boga amerykańskich mieścinach również nie obfitują w wydarzenia, które chociażby aspirować mogłyby do miana przygód, a pozostawiona na stacji benzynowej karta kredytowa to najbardziej spektakularny zwrot akcji. Również wspominane przez bohaterów filmy nie są hitami wszach czasów znanymi każdemu amatorowi kina, więc wspólna zabawa w zgadywanki może być trudna. Dlaczego zatem warto wyruszyć z Kerry i Dillonem podróż bezdrożami Ameryki? Właśnie dlatego. Dostajemy tu bowiem 71 min Ameryki nie atakowanej przez kosmitów, zombie ani godzillę. Próżno tu szukać bohaterów, którzy odmienili losy ludzkości (czy choćby nawet swoje własne). Film ten to hołd dla amerykańskiej prowincji pokrytej gęstą siecią „smutnych autostrad”, gdzie krzyżują się losy amerykańskich everymanów. Blue Highway to film o przeciętności, jednak w tej przeciętności wybitny. Bo nie potrzeba egzotycznych miejsc ani ekstremalnych przygód by dobrze się bawić. Wystarczą przyjaciele, dzielący z nami trudy podróży przez życie.
Ocena: 3,5/5
Zobacz zwiastun na Youtube
Zobacz profil filmu w IMDB
Wszystkie odloty Cheyenne’a (reż. Paolo Sorrentino). Cheyenne to podstarzały, hipochondryczny i egocentryczny dinozaur rocka, zupełnie nieprzystosowany i niepogodzony z otaczającą go rzeczywistością. Cóż zatem lepiej zrobi melancholijnemu i pogrążonemu w depresji bohaterowi niż podróż. Przyczynkiem do niej staje się śmierć ojca i powierzone synowi dość makabryczne zadanie odszukania ojcowskiego oprawcy z Oświęcimia. Jako, że Cheyenne nie przepada za lataniem, wynajmuje on samochód i wyrusza w Amerykę. Czy podroż pozwoli mu przełamać własne ograniczenia? Czy jego polowanie na nazistów zakończy się powodzeniem? Obraz o niezaprzeczalnym uroku i klimacie budowanym przede wszystkim przez karykaturalną i przerysowaną postać Cheyenne’a, który na jakimkolwiek tle by się nie pojawiał wygląda wręcz surrealistycznie, powodując u widza niekontrolowane ataki śmiechu. W tej roli fenomenalny Sean Penn, który za tę brawurową kreację zasługiwał moim zdaniem na Oskara. Dodatkowo, odpowiedni klimat filmu zapewniają oprawa muzyczna, nawiązująca do postaci Cheyenne’a – rockowe hity z dawnych lat, a także amerykańska preria. Jeden z najpopularniejszych filmów drogi ostatnich lat.
Ocena: 4,5/5
Zobacz zwiastun na Youtube
Zobacz profil filmu w IMDB
Droga (reż. John Hillcoat). Koniec jeszcze nigdy nie był tak ostateczny. Z niewyjaśnionych przyczyn ziemia przestaje rodzić. Wszystkie rośliny i zwierzęta umierają, a ludzkość staje w obliczu zagłady. Pytaniem nie jest czy, lecz kiedy każdego z cudem ocalałych spotka śmierć. Wbrew tej bezlitosnej wizji ojciec wraz z synem ruszają w niebezpieczną podróż na wybrzeże z nadzieją odnalezienia tam choć cienia szansy na przetrwanie. I właśnie słowa nadzieja i przetrwanie są w obrazie tym kluczowe. Aby przetrwać trzeba się przemieszczać, po drodze natykając się na odartych z nadziei i resztek człowieczeństwa ludzi, którzy odrzucając wszelką moralność kierują się darwinowską zasadą ewolucji, zgodnie z którą przetrwają jedynie najsilniejsi. W tym zdehumanizowanym świecie, gdzie jak nigdy człowiek jest człowiekowi wilkiem, bohaterowie podejmują desperacką walkę o własne życie, lecz także o zachowanie resztek tego, co w ludziach dobre i szlachetne. Brawurowa ekranizacja powieści Cormaca McCarthy’ego nic nie traci z mrocznego klimatu książkowego oryginału. Post-apokaliptyczne, pozbawione życia w jakiejkolwiek formie, krajobrazy pięknie współgrają z życiem i nadzieją powoli opuszczającymi gatunek ludzki.
Ocena: 5/5
Zobacz zwiastun na Youtube
Zobacz profil filmu w IMDB
Ale jazda (reż. Bob Gale). Film reklamuje się jak dzieło scenarzysty kultowego Powrotu do przyszłości. Zwykle zabiegi takie nie świadczą zbyt dobrze o poziomie twórczości, w tym wypadku jest jednak inaczej. I choć Ale jazda pełna jest nawiązań do Powrotu sama także tworzy nową jakość. Główny wątek fabuły obraca się wokół Neala – stojącego u progu dorosłego życia młodzieńca, który nie koniecznie ma jednak na nie pomysł, w przeciwieństwie do swojego ojca, który zaplanował już dla swej pociechy karierę prawniczą. Nie przekonany do tej idei bohater przyjmuje od tajemniczego nieznajomego zlecenie dostarczenia przesyłki, chcąc w drodze przemyśleć swoje życie. W tym momencie do akcji wkraczają nadprzyrodzone siły w postaci O.W. Granta (w tej roli bezbłędny Gary Oldman), chcącego dać chłopakowi niezapomnianą lekcję życia. Jedno jest pewne, po przejażdżce nieistniejącą na mapach międzystanową nr 60 nic nie będzie już takie samo. Film składa się z kilku luźno powiązanych ze sobą postacią Neala przypowieści, które choć nie są zbyt intelektualnie wymagające, skłaniają do dalszych przemyśleń. I choć niektórych irytować może to jak z każdej opresji nieomylny bohater wychodzi bez szwanku, i jak w każdej moralnie jednoznacznej sytuacji widzom serwowane jest „na srebrnej tacy” słuszne rozwiązanie, film bawi, a przy tym uczy, co we współczesnym kinie jest coraz rzadszym połączeniem.
Ocena: 4/5
Zobacz zwiastun na Youtube
Zobacz profil filmu w IMDB
Świat jest wielki, a zbawienie czai się za rogiem (reż. Stephan Komandarev). Jeżeli podróż to tylko przez Stany, najlepiej kabrioletem. Z tym stereotypem walczy film Komandareva. Oto bowiem w wyniku wypadku drogowego śmierć ponoszą rodzice Alexa, on sam traci zaś pamięć. Z odsieczą przybywa dziadek bohatera, który postanawia odświeżyć pamięć swego wnuka podróżując tandemem po Bułgarii – kraju z którego Alex się wywodzi. Sentymentalna podróż po bułgarskich bezdrożach, historia dramatycznej ucieczki rodziny z komunistycznego kraju oraz nauka gry w backgammon pomagają Alexowi odnaleźć się w nowej sytuacji. Przepiękne bułgarskie plenery, doskonała kreacja Miki Manojlovića, jako energicznego dziadka, bałkańskie klimaty, a przede wszystkim rozliczne nawiązana i alegorie backgammonowe sprawiają, że film ogląda się bardzo przyjemnie, a wzruszające i nieoczekiwane zakończenie zapada w pamięć na długi czas.
Ocena: 4/5
Zobacz zwiastun na Youtube
Zobacz profil filmu w IMDB