Camp America. Fakty i mity

Na oficjalnym forum programu można spotkać się z opiniami, że Camp America wyzyskuje uczestników, zarabiając krocie na ciężkiej pracy przy obsłudze ośrodków kolonijnych dla dzieci. Do tego przeciętne zarobki są dużo niższe niż oferują konkurenci. A jak wygląda rzeczywistość? Dlaczego Camp America cieszy się taką popularnością i niezłą renomą?

Na początek kilka faktów. Camp America oferuje wyjazdy typu work&travel za kwotę ok. 1800 zł + koszt wyrobienia wizy (obecnie 140$) i koszt uzyskania zaświadczenia o niekaralności (50 zł) – łączny koszt wyjazdu zamknie się więc w granicach 2300 zł. Podobne ceny kuszą w konkurencyjnej agencji CCUSA. Zupełnie inaczej wyglądają natomiast propozycje mniejszych biur specjalizujących się w organizowaniu podobnych wyjazdów. Przykładowo, jedna oferta poznańskiej agencji The Best Way próbuje kusić łączną kwotą 5 tys. zł (opłaty organizacyjne + wiza + bilet lotniczy). W czym więc tkwi różnica?

Kiedy nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze. Tak jest i w tym przypadku. Wyjeżdżając z Camp America po raz pierwszy mamy zagwarantowane zarobki rzędu 900-1200 dolarów za 9-10 tygodni pracy (zarobki returnerów zależą z kolei od ich umiejętności negocjacyjnych, ale są co najmniej dwukrotnie wyższe). Dyrektorzy niektórych campów oferują możliwość dodatkowego zarobku po przepracowaniu obowiązkowego okresu – wówczas do naszej kieszeni wpada dodatkowe 200 dol. za każdy tydzień. Z kolei korzystając z oferty poznańskiego biura za ponad dwumiesięczną pracę otrzymamy trzykrotnie-czterokrotnie więcej pieniędzy (zazwyczaj pracujemy 40 godzin tygodniowo po 7,25 dol. za godzinę, a ewentualne nadgodziny są płatne 150%). Jednak i tutaj jest pewien haczyk – wyjeżdżając z Camp America mamy zagwarantowane zakwaterowanie i wyżywienie przez cały okres pracy. Z kolei jadąc z typową agencją work&travel o dach nad głową i coś na ząb musimy zadbać sami – tygodniowo jest to koszt około 100 dol., co przez cały okres pracy daje około 1000 dol. Podsumowując, koszty kształtują się następująco (dla uproszczenia rachunków przyjąłem kurs 1$ = 3 zł, a wszelkie koszty uzyskania zaświadczenia o niekaralności, SEVIS itp. ująłem pod „dodatkowymi opłatami”) przyjmując 10-tygodniowy czas pracy:

* pod warunkiem, że wracasz na ten sam camp – wówczas dyrektor jest zwolniony z wynoszącej 1030 dol. opłaty dla Camp America). W innym wypadku, płacisz tak jak osoby wyjeżdżające po raz pierwszy.

** przyjmując miesięczny koszt wynajmu mieszkania 180 dol./osobę

***przyjmując miesięczny koszt jedzenia 200 dol./osobę

****przyjmując 40-godzinny tydzień pracy płatny 7,25/godzinę oraz 5 nadgodzin płatnych 150% w każdym tygodniu

Do kosztorysu należy doliczyć również koszty przejazdów na/z lotniska i kilka innych drobnych opłat, ale będą one podobne zarówno dla Camp America, jak i dla innych agencji work&travel. Trzeba także pamiętać, że zarobki kształtują się bardzo różnie – jadąc z CA mamy zagwarantowane zaledwie 900-1200 dol. kieszonkowego, z kolei inna agencja work&travel może nam załatwić pracę płatną 9 dol. za godzinę, dzięki czemu, doliczając nadgodziny, możemy ze spokojem wyciągnąć 4,5 tys. dolarów. Podobnie, powracając na ten sam camp jako returner z CA możemy umówić się z dyrektorem nawet na 3 tys. dol. i więcej kieszonkowego. Jak widać wszystko zależy od szczodrości dyrektora i naszych umiejętności negocjacyjnych. Trudno więc jednoznacznie stwierdzić, która oferta jest atrakcyjniejsza.

Na oficjalnym forum Camp America podnoszą się czasem głosy, że agencja wyzyskuje studentów do ciężkiej pracy i płaci im za to psie pieniądze. Jak wynika z powyższego kosztorysu, uczestnik wcale nie zarabia tak mało (pomijając fakt, iż w Polsce o takich zarobkach mógłby pomarzyć), a pierwszy wyjazd do USA jest furtką do naprawdę dobrze płatnej pracy, gdyby zachciało nam się wrócić za Ocean (oczywiście pod warunkiem, że dyrektor chciałby nas ponownie zatrudnić). A czy praca jest ciężka? Momentami taka bywa, ale taka natura pracy – jeżeli ktoś jest skrajnie leniwy i dotychczas nie musiał w życiu kiwnąć palcem, zapewne będzie narzekał, kiedy przyjdzie mu zmywać kilkaset tacek dziennie. Natomiast wszystkich normalnych uczestników uspokajam – poradzicie sobie;)

Na koniec jeszcze kilka słów o wyjazdach na Alaskę. Zapewne słyszeliście o szalenie atrakcyjnej pracy przy oporządzaniu ryb (tzw. fisher jobs) – niestety w lutym 2012 r. Departament Stanu USA umieścił pracę w przetwórstwie ryb na liście zajęć, które potencjalnie zostaną zakazane. Ich zdaniem praca w tym sektorze jest zbyt ciężka i kłóci się z ideą programów typu work&travel. Na ostateczną decyzję wciąż trzeba czekać, choć na razie wiadomo, że jedna z amerykańskich Fundacji, która zajmowała się koordynowaniem uczestników takich programów w USA straciła autoryzację Departamentu Stanu i nie może już przyjmować aplikantów na stanowiska w przetwórstwie ryb.